Wstęp o. Konrada Małysa OSB
Ojciec Piotr nie lubił, gdy nazywano go “mistykiem”. Łaski mistyczne, jak w przypadku św. Faustyny czy św. Teresy, uważał za sprawy wyjątkowe w życiu duchowym, udzielane przez Ducha Świętego tylko niektórym osobom, do których siebie nie zaliczał. Natomiast często powtarzał, że ta zdumiewająca bliskość Boga względem człowieka, o której mistyczne dary niejako u swoich podstaw ze szczególną mocą świadczą, dana jest każdemu z nas bez wyjątku.
Profesor Stefan Swieżawski, wspominając swoje spotkania z ojcem Piotrem, mówił, że w jego postawie i działaniu widoczny był wyraźnie prymat kontemplacji. Jednakże ów prymat nie był jakimś dążeniem do rzeczy wyjątkowych kosztem małych i codziennych; było to raczej pełne żaru kierowanie się na wskroś naturalną dla ludzkiej duszy wrażliwością wewnętrzną, otwartą na spotkanie z Obecnym, przenikającą wszystkie dziedziny życia. Tą wrażliwością ojciec Piotr żył, skupiał w niej cały wysiłek woli, umysłu i serca, sprawiając przez to, że jego słuchacz czy rozmówca odkrywał ją również u siebie lub pogłębiał. Jakże często wrażliwość ta tli się w człowieku bowiem ledwie małą iskierką, tłumiona pokusami zwątpienia wobec piętrzących się problemów lub przysypywana gruzami kolejnych pseudointelektualnych konstrukcji.
Gdy mowa o “mistyce” w odniesieniu do o. Piotra Rostworowskiego, należałoby więc albo ująć słowo “mistyka” w znaczeniu bardziej ogólnym, jako głębokie życie duchowe, albo zastąpić je pojęciem prymatu kontemplacji zaznaczającym się wyraźnie w całej jego postawie. Jeśli zaś mówić o “mistyce serca”, punktem wyjścia do refleksji mógłby być na przykład następujący fragment komentarza o. Piotra do Ewangelii według św. Jana:
Czym więcej się czyta Ewangelię, tym wyraźniej się widzi, że problem wiary i niewiary znajduje się w samym centrum ewangelicznej perspektywy. Mówiąc “problem wiary i niewiary”, zawężamy właściwie perspektywę, bo nauczyliśmy się wiarę, nadzieję i miłość widzieć oddzielnie, jako trzy różne cnoty. Natomiast to, o co chodzi w Ewangelii, to coś niepodzielnego, to po prostu przyjęcie lub odrzucenie Boga i Jego zbawienia w Chrystusie. To otworzenie się lub zamknięcie na Jego zbawczą miłość. Chodzi więc o postawę człowieka, która jest jednocześnie wiarą, ufnością i miłością, a przy tym z natury rzeczy i pokorą, i posłuszeństwem, i wdzięcznością. Tylko ta postawa spotyka Boga, nie rozmija się z Nim, nie zatrzaskuje się przed Nim[1].
We fragmencie tym nie ma bezpośrednio mowy o ludzkim sercu, jednak pojawia się wzmianka o postawie wewnętrznej, za którą właśnie “serce” jest odpowiedzialne. Serce bowiem nie jest w człowieku jakąś nad-jaźnią, rzeczywistością oddzieloną od intelektu i woli, lecz żywym centrum osoby skupiającym i jednoczącym wszystkie władze duszy. To niepogłębiony i nieukorzeniony należycie intelekt widzi właśnie na przykład wiarę, nadzieję i miłość “oddzielnie jako trzy różne cnoty”, biorąc za właściwe poznanie samą metodę porządkowania wiedzy, serce natomiast sprawia, że wszystkie duchowe władze człowieka jednoczą się ze sobą, kształtując postawę, która i “jedynie która” – jak dodaje z naciskiem o. Piotr – “spotyka Boga, nie rozmija się z Nim, nie zatrzaskuje się przed Nim”.