Chciałabym dziś porozmawiać z Panem o Arce od kuchni. Od wielu lat koordynuje Pan pracę wolontariuszy Arki we frankofońskich regionach Belgii – Walonii i Brukseli. Można śmiało powiedzieć, że ci ludzie są ogromną pomocą dla Waszej kadry.
Tak, to prawda, ale ta sytuacja jest wypadkową wielu czynników. Nie do końca jest to model, który został tak zaplanowany czy wybrany spośród wszystkich innych. W pewien sposób po prostu się mu poddajemy. Jedną z przyczyn jest kwestia finansowa – w Belgii Arka nie jest dotowana ani przez państwo, ani przez władze lokalne. Po drugie, staramy się co prawda wychodzić z założenia, że nikt nie powinien zastępować wykwalifikowanych pracowników, ale gdybyśmy zrezygnowali z pomocy wolontariuszy, nasza działalność musiałaby się zakończyć. W samej Brukseli oznaczałoby to utratę domu dla około trzydziestu osób niepełnosprawnych. Przed takim wyborem stoimy. Ale po trzecie, muszę to podkreślić, nawet gdybyśmy otrzymywali wsparcie finansowe od państwa, i tak starałbym się zachować ten model organizacji pracy, który pozwala nam zachować wyjątkowy charakter Arki – jej otwartość. Wolontariusze, którzy najczęściej przyjeżdżają spoza Belgii, są dla nas oknem na świat, na inne kultury i inne sposoby pojmowania rzeczywistości. To nas ogromnie wzbogaca jako wspólnotę. Jedyne, co chciałbym zmienić, to żeby nasza współpraca była zupełnie wolnym wyborem, niezależnym od czynników finansowych. Ale nigdy z niej nie zrezygnuję, ponieważ obcowanie z innymi kulturami jest nieocenioną wartością.
Podejrzewam, że współpraca z wolontariuszami niekiedy jest też wyzwaniem.
Pewne problemy są oczywiście wpisane w sam charakter takiego projektu. Czasami trudno jest zachować ciągłość i spójność pedagogiczną pracy z niepełnosprawnymi, ponieważ wolontariusze zmieniają się co kilka miesięcy. Osoby, które do nas przyjeżdżają, mają różne predyspozycje, różną wrażliwość, przygotowanie do stawianych przed nimi zadań. Z jednymi musimy pracować więcej, zanim poczują się pewnie w roli asystenta osoby niepełnosprawnej, z innymi mniej. W każdym razie lubię ich różnorodność widzieć jako wartość, bo dużo się od nich uczymy, każdy wnosi coś innego. W zamian nasi współpracownicy przeżywają często ważne i ciekawe momenty, które czasem wpływają na ich dalsze wybory życiowe.
Dlaczego tak wielu Waszych wolontariuszy pochodzi spoza Belgii?
Jest to podyktowane głównie zawiłościami prawa belgijskiego, które zdaje się nie brać pod uwagę takich organizacji jak nasza. Pozwala ono zatrudniać wykwalifikowanych pracowników, ale ten typ kariery nie jest szczególnie w naszym kraju popularny. Pamiętajmy też, że Arka nie ma imponujących zasobów finansowych, którymi mogłaby kusić profesjonalistów. Możemy również zaproponować wolontariat osobom bezrobotnym w zamian za skromne wynagrodzenie, którego minimalna wysokość też jest ustalona prawnie, ale wtedy ci ludzie nie mogliby pomagać nam częściej niż dwa–trzy razy w tygodniu. Gdyby pracowali z nami więcej, szybko przekroczyliby próg dochodów, jakie może mieć osoba zarejestrowana jako bezrobotna. Dlatego Belgowie pomagają nam w bardzo ograniczonym wymiarze. Mamy za to łatwy dostęp do europejskich programów promujących współpracę wolontariuszy na poziomie międzynarodowym.