fbpx
Aleksander Hall luty 2011

U progu nowego roku

Za szczególnie ważne wydarzenie ostatniego miesiąca minionego roku uważam opublikowanie listu ojca Ludwika Wiśniewskiego skierowanego do nuncjusza apostolskiego w Polsce i dyskusję, którą zapoczątkował on w Kościele.

Artykuł z numeru

Europa a turecki eksperyment

Ojciec Ludwik sformułował diagnozę stanu Kościoła w Polsce, zwracając szczególną uwagę na zjawiska kryzysowe: głęboki podział występujący w ocenie zjawisk politycznych i społecznych, znaczne wpływy tendencji ksenofobicznych i skrajnie upolitycznionych, którym ulega część hierarchii kościelnej i duchowieństwa, a których głównym wyrazicielem jest Radio Maryja, nieumiejętność komunikowania się z młodym pokoleniem wykazywana przez wielu duchownych i brak przywództwa prowadzącego polski Kościół w jasno wskazanym kierunku. Zdaniem ojca Ludwika te kryzysowe zjawiska mogą doprowadzić do odwrócenia się od Kościoła wielu wiernych i laicyzacji społeczeństwa przypominającej procesy, jakie nastąpiły kilkadziesiąt lat wcześniej w wielu krajach Europy Zachodniej. Diagnoza stanu Kościoła postawiona przez ojca Ludwika wskazuje na powagę sytuacji. Pierwsze głosy wysokich przedstawicieli episkopatu, którzy odnieśli się do wystąpienia ojca Ludwika, dowodzą, że w co najmniej jednym punkcie jego diagnozy otrzymaliśmy natychmiastowe potwierdzenie jej słuszności: chodzi o głęboki podział episkopatu. Niektórzy ważni biskupi, w tym przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Józef Michalik, przypisali ojcu Ludwikowi złe intencje i odrzucili jego diagnozę. Inni – nie mniej ważni biskupi, w tym prymas Polski arcybiskup Józef Kowalczyk – uznali, że głos dominikanina jest przejawem troski o Kościół, a jego diagnoza zawiera wiele racji. Mamy więc do czynienia ze skrajnie odmiennymi ocenami nie tylko opisu sytuacji Kościoła, ale także intencji człowieka. Uznaję, że o ocenę poszczególnych elementów diagnozy ojca Ludwika można się spierać. Boli mnie jednak i oburza przypisywanie mu złych intencji, w tym zwłaszcza zamiaru szkodzenia Kościołowi. Ojciec Ludwik całym życiem zaświadczył o swej ofiarnej miłości do Kościoła. Dawał piękne świadectwo niezłomności przekonań i nonkonformizmu w czasach trudnych dla Polski i Kościoła. Wówczas jego postawa umacniała wiarę wielu ludzi, którzy znaleźli się w kręgu jego oddziaływania, i przekonywała do Kościoła wielu poszukujących. Ten wewnętrzny żar i chęć dawania świadectwa nie wygasły w ojcu Ludwiku i to one nie pozwalają mu milczeć. Wie to każdy, kto go choć trochę poznał. Jestem przekonany, że debata wywołana wypowiedzią ojca Ludwika będzie kontynuowana w nowym roku. Czuję także, że po jego liście nie będzie już możliwy powrót do ignorowania poruszonych w nim problemów i do języka będącego kościelnym odpowiednikiem języka „politycznej poprawności”. Nie mam za to pewności – chociaż zachowuję nadzieję – że dojdzie do rzeczywistego dialogu pomiędzy przedstawicielami różnych stanowisk i punktów widzenia. Odpowiedź na to pytanie z pewnością otrzymamy w rozpoczynającym się roku i dostarczy ona cennego materiału do przemyśleń na temat kondycji naszej religijnej wspólnoty. Rok 2011 przyniesie ważne wydarzenia polityczne: wybory parlamentarne, które zadecydują o tym, kto sprawować będzie władzę w kraju przez następne cztery lata, i polską prezydencję w Unii Europejskiej, stanowiącą do tej pory najpoważniejszy sprawdzian zdolności naszego państwa do kreatywnego i sprawnego odgrywania przywódczych ról w europejskiej polityce. W jakim stanie ducha wchodzimy w ten ważny rok? Niestety jako naród jesteśmy bardzo podzieleni i skłóceni, nie tylko w sferze politycznej, ale także w sferze ocen nieodległych, choć historycznych już faktów, z których najważniejszym jest katastrofa smoleńska. Niektórzy politolodzy i socjologowie formułują nawet pogląd, że jesteśmy na drodze do faktycznego wytworzenia się w naszym kraju dwóch funkcjonujących równolegle społeczeństw, mających zupełnie inne autorytety, elity przywódcze i oceny rzeczywistości. Jestem przekonany, że to pogląd przesadzony, chociaż niektóre deklaracje Jarosława Kaczyńskiego delegitymizujące konstytucyjne władze Rzeczypospolitej zdają się go potwierdzać. Jesteśmy jednym narodem i jednym społeczeństwem i – jestem o tym przekonany – tak będzie również w przyszłości. Nie sposób jednak kwestionować faktu, że w dalszym ciągu utrzymuje się głęboki podział polityczny w społeczeństwie powstały w latach 2006–2007. Jest podział na PiS i anty-PiS. Ten podział niewątpliwie pogłębił się nawet w drugiej połowie 2010 roku w związku z radykalizacją lidera Prawa i Sprawiedliwości, odmawiającego po wyborach prezydenckich dialogu z prezydentem i rządem Rzeczypospolitej i obarczającego głowę państwa i premiera odpowiedzialnością za katastrofę smoleńską. Ta radykalizacja ma swe konsekwencje. Polaryzacja polityczna pogłębiła się, ale obóz „Polski PiS-owskiej” kurczy się i będzie się kurczył pomimo narastającego w społeczeństwie i wpływowych mediach krytycyzmu wobec metody sprawowania władzy przez Platformę Obywatelską. Nie mam wielkich nadziei na to, aby w warunkach tak głębokiej politycznej polaryzacji nawet najbardziej rzetelny raport rządowy o przyczynach katastrofy smoleńskiej i wynik prac prokuratury zostały powszechnie zaakceptowane. Nie zmienia to jednak faktu, że jest sprawą wielkiej wagi, abyśmy w rozpoczynającym się roku uzyskali obiektywny wynik prac organów państwowych zajmujących się przyczynami katastrofy smoleńskiej i ustalaniem odpowiedzialności za nią. Wiem, że jeśli to nastąpi, zwolennicy najbardziej nieprawdopodobnych hipotez i teorii spiskowych nie zamilkną. Ogół Polaków otrzyma jednak materiał pozwalający na wyrobienie sobie poglądu o przyczynach smoleńskiej tragedii i o stanie naszego państwa. Jest to nam bardzo potrzebne. Analiza przyczyn tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, może być dużym krokiem w naszej obywatelskiej edukacji i przyczynić się do naprawy mechanizmów funkcjonowania państwa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się