Dobiegają końca nasze rekolekcyjne spotkania. Zakończymy je wspólną Komunią Świętą, a tę chwilę poświęcimy rozważaniu jednego z ważnych tematów – tematu: my i świat współczesny. Z pewnym niepokojem pomijam bardzo ważny temat – temat naszego stosunku do Eucharystii, temat klasyczny każdych rekolekcji – ale tak mi się wydaje, że problem stosunku wierzącego chrześcijanina do świata współczesnego jest jakby bardziej aktualny, a na pewno nie mniej ważny.
Aby sformułować bliżej pytania, jakie się tu nasuwają, pragnąłbym na wstępie zacytować raz jeszcze Mistrza Eckharta, znakomitego mistyka, który tak mówi o człowieku, o jego sercu: „Najpotężniejsza, wszechmocna niemal, zdolna wszystko osiągnąć modlitwa oraz najszlachetniejszy ze wszystkich uczynek mogą się rodzić tylko w całkowicie wolnym sercu. Im ono swobodniejsze, tym potężniejsze są modlitwa i uczynki, tym one są godniejsze, pożyteczniejsze, chwalebniejsze i doskonalsze. Serce wolne wszystko potrafi”[1].
To są bardzo piękne i bardzo głębokie słowa. Musimy przystąpić do rozumienia naszego świata z sercem wolnym. Przede wszystkim wolnym od lęku przed tym światem. Chrystus powiedział: „Ufajcie, Jam zwyciężył świat”. Ten świat, w którym żyjemy, już jest zwyciężony przez Chrystusa. Mamy się poczuć w tym świecie jak u siebie w domu. Być sobą – u siebie. Z tym wolnym sercem podejść do skomplikowanych pytań, jakie nam ten świat podsuwa. (…)
Kluczem do naszego spotkania ze światem jest dzisiaj słowo „dialog”. Bardzo głębokie słowo – dialog ze światem. Przyjrzyjmy się najpierw, jak ten świat wygląda, a potem spróbujmy zrozumieć, co znaczy słowo „dialog”.
Czym jest ten nasz dzisiejszy świat? Jaki jest? Czy jest miejscem panowania demonów? Czy jest miejscem, gdzie panują ludzie, którzy zmówili się przeciwko nam, ludziom wierzącym? Czy jesteśmy intruzami na tym świecie? Muszę przyznać – nie wiem, skąd się to bierze, czy z mojej wiary, czy z mojej filozofii – że zupełnie nie rozumiem tych, którzy czują jakiś lęk przed współczesnym światem. Nie widzę w tym świecie niczego takiego, czego mielibyśmy się my, ludzie wierzący i ludzie myślący, lękać.
Gdy patrzę we wnętrze tego świata, czytam wyzwanie. Ciekawe, wspaniałe, jedyne w swoim rodzaju – wyzwanie. Patrzę na ten świat poprzez pryzmat filozofii. I w tej filozofii doprawdy nie widzę niczego takiego, co by zagrażało naszej duszy, naszym ludzkim wartościom. Jestem głęboko przekonany – i daję temu wyraz, kiedy tylko mam okazję – że zachodzi głęboka różnica pomiędzy wiekiem dziewiętnastym a wiekiem dwudziestym. Wiek dwudziesty jest wiekiem ciekawego, głębokiego pochylenia się nad sprawą religii. Zniknęły z naszego świata wielkie prądy materialistyczne i ateistyczne. Nie ma już Freuda, nie ma Nietzschego, nie ma Marksa, nie ma Ludwiga Feuerbacha, nie ma Renana. Ich miejsce zajęło autentyczne, głębokie zaciekawienie religią. Dzisiaj nie można pomyśleć człowieka, nie obejmując tym myśleniem także pytania o religię. Wiara jest sprawą najgłębiej ludzką i nikt poważnie myślący, na gruncie filozofii, którą jako tako znam, tego nie kwestionuje.