fbpx
Małgorzata Łukasiewicz kwiecień 2011

Homme de lettres, czyli prawdziwa misja Lamberta Strethera

Lambert Strether, bohater Ambasadorów, przybywa z Woollett w stanie Massachusetts do Paryża. Stąpa po niepewnym gruncie i nierzadko czuje się zdezorientowany.

Artykuł z numeru

Zmierzch religii smoleńskiej?

„Gubił się w domysłach nie mając pojęcia, co sądzić o nowych znajomych”.

„Nie można było nawet w przybliżeniu obliczyć, co ten młody człowiek pomyśli, odczuje, powie na jakikolwiek temat”.

„Nie wiedział, co myśleć o wielu twarzach, które tu spostrzegał. Czy były śliczne, czy tylko obce?”

„Wciąż jeszcze nie rozumiał, do jakiego celu go używano, mimo to nie opuszczała go świadomość, że oddaje jakieś usługi”.

„Jestem prawdziwy, ale nieprawdopodobny. Wręcz fantastyczny i śmieszny… sam siebie nie pojmuję. Jakże więc mogłyby one mnie zrozumieć?”

Nic dziwnego. Nierozumienie jest w tym wypadku zupełnie zrozumiałe, skoro Strether znajduje się w obcym kraju, ba – w obcym świecie. Określenie „pielgrzym” w odniesieniu do Strethera i jemu podobnych u Jamesa wykłada się dwojako: streszcza w sobie stan ducha podróżników, którzy docierają do miejsc uświęconych długą historią i wiekową kulturą, ale ewokuje także mentalność ojców pielgrzymów, purytańskich założycieli pierwszych kolonii w Nowej Anglii.

Podróże do Europy, odkrywcze wyprawy wiodące z zachodu na wschód, Amerykanie w Paryżu – to bez mała znak firmowy Henry’ego Jamesa. Sam w wieku dwudziestu paru lat przeniósł się z Ameryki do Europy, mieszkał najpierw w Rzymie, potem w Paryżu, ostatecznie osiadł w Anglii. W powieściach i nowelach zgłębiał różnice i kontrasty między Nowym a Starym Światem. Te różnice sytuują się wzdłuż kilku głównych osi. Z jednej strony prostota, która może zbliżać się do topornego ograniczenia lub do wdzięcznej naiwności, z drugiej strony wyrafinowanie, które z kolei może trącić obłudą albo sceptyczną mądrością; z jednej strony zasady moralne, z drugiej – reguły sztuki życia. Jasne, że stwarza to okazje do wzajemnego niezrozumienia.

W dodatku Strether przybywa do Europy z pewną delikatną misją. Mianowicie w Paryżu od kilku lat bawi i najwyraźniej bardzo miło spędza czas młody człowiek z Woollett, Chad Newsome. Matka, pani Newsome, wdowa po właścicielu świetnie prosperującej firmy, podejrzewa, że młody człowiek w Paryżu związał się z jakąś kobietą, inaczej mówiąc – ugrzązł w rozpuście, i koniecznie chce go ściągnąć do domu: powinien przejąć rodzinny interes, sensownie się ożenić i w ogóle wrócić na dobrą drogę i na swoje miejsce. Zadaniem Strethera jest rozpoznać sytuację w Paryżu i przywrócić marnotrawnego syna na łono rodziny. Jeśli mu się powiedzie, sam może liczyć na małżeństwo z panią Newsome.

Fabularny szkielet Ambasadorów jest dość wątły i trzyma się banalnych wzorów: projekty matrymonialne, rodzinne komeraże, mniej lub bardziej desperackie strategie utrzymania majątku oraz pozycji społecznej i towarzyskiej. Na podobnych motywach rozpięta jest fabuła innej powieści Jamesa, The Golden Bowl (nieprzetłumaczonej na polski, sfilmowanej przez Jamesa Ivory’ego), z cudownie skomplikowanym układem stosunków w czworokącie między ojcem, córką, zięciem i tą czwartą, która jest kochanką zięcia, przyjaciółką córki i żoną ojca.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się