Tomasz Cyz
Książki (a może szerzej: pisarstwo) Bohdana Pocieja były dla mnie szkołą słuchania muzyki, pisania o niej. Idea, dźwięk, forma (1972), Szkice z późnego romantyzmu (1978) czy wreszcie Mahler (1992) otwierały nieznane fascynujące światy, odsłaniały ich tajemnice (te pierwsze, które są jak kod, i te kolejne, dzięki którym tworzy się własne szyfry).
Do dziś po lekturze tych książek pozostał mi zeszyt notatek zawierający całe przepisywane z Pocieja akapity, których uczyłem się niemal na pamięć. „Atrybutami formy kuli są równowaga, symetria, proporcjonalność, harmonia; wszak z środka kuli mamy jednakową odległość do wszystkich punktów na jej powierzchni”. „Romantyzm muzyczny rodzi się ze szczególnego rodzaju schorzenia, »choroby« (Mann), którą wstępnie można określić jako »zatrucie« pierwiastkiem egotyzmu, nadmiarem czy przerostem własnego »ja«”. Mógłbym tak jeszcze długo.
Lubiłem (i wciąż lubię i będę lubić!) czytać Pocieja. Fascynowały mnie jego skojarzenia, sposób prowadzenia myśli, szukania kontekstów, stawiania pytań, budowania opozycji, konstruowania siatki pojęć, nasycania dramaturgii. Tekst pod jego palcami przestawał być tylko zbiorem słów, układem słów, grą. Pociej pokazywał, że pisanie o muzyce może być równie pasjonujące jak jej słuchanie. Świetnie panował nad językiem, rytmem, nad frazą (melodyjność!), która brzmiała jak Wagnerowska unendliche Melodie. Barwna, rozświetlona, rozkołysana (taneczność!), gęsta, harmonijna, falująca.
Jego pisarstwo rodziło się z muzyki, znajdując swoje źródło w chorałowej melizmatyce (ornamentyka i kwiecistość słowa), renesansowej polifonii (kontrapunktyczność, wielowątkowość – wszystko podporządkowane tematowi, głównej myśli), w barokowej wariacyjności i klasycznym przetworzeniu (ach, te Pociejowe odmiany!), w romantycznym (mistycznym) olśnieniu-objawieniu. I może najważniejsze: Pocieja interesuje muzyka zawsze w kontekście, zawsze wobec – filozofii (przede wszystkim), innych sztuk, samej siebie.
Pisał z pozycji człowieka wierzącego w przemieniającą moc muzyki.
Na Pociejową filozofię muzyki składały się przede wszystkim: idealizm („Muzyka, poprzez swe istnienie i działanie, uświadamia nam rzeczywistość wyższej harmonii świata idealnego”); chrześcijaństwo (Bóg jako stały i niezmienny punkt odniesienia); otwartość na wymiar duchowy muzyki („powołaniem muzyki jest uobecnianie w dźwiękach Tajemnicy”); zakorzenienie w europejskiej (śródziemnomorskiej) tradycji kultury – sięgającej do myśli greckiej (muzyka jako liczba, jako nauka, Platon, Pitagoras), średniowiecznej (święty Tomasz z Akwinu, Mikołaj z Kuzy), nowożytnej (Spinoza, Kartezjusz, Leibniz, Kant, Hegel) i współczesnej (Husserl, Heidegger, Ingarden, Stróżewski).
W szkicu o Lutosławskim Pociej przypomina słowa kompozytora, wypowiedziane do niego w połowie lat siedemdziesiątych i zamykające książkę Lutosławski a wartość muzyki z 1976 roku. „Jestem pewien – mówił wówczas Lutosławski – że trzeba myśleć, mówić i pisać o muzyce. Nie wierzę, że komuś uda się kiedyś zgłębić jej istotę, ale nawet błądzenie wokół jakiegoś zjawiska nierozszyfrowanego, niemożliwego do pełnego zrozumienia, ale błądzenie przybliżające, przeczuwające, odgadujące – ma swój głęboki sens”. Bohdan Pociej był do tych słów głęboko przywiązany. A nawet głęboko w nie wierzył.