Mówiąc dziś o elitach, najczęściej mamy na myśli klasę polityczną; pragmatycznych, zawodowych polityków, coraz sprawniejszych w zdobywaniu i utrzymywaniu władzy, ale pozbawionych głębszej wizji. Czy jest to proces nieodwracalny?
Pojęciem elita najczęściej posługujemy się w znaczeniu potocznym, nadając mu bądź to bardziej staroświecki, bądź nowoczesny sens. Aspekt staroświecki podkreśla, że są to ludzie o odpowiednim poziomie kulturalnym, obyczajowym. Być elitą to umieć zachować się przy stole, prowadzić konwersację, być zorientowanym w trendach artystycznych, literackich, muzycznych. Należą do niej ludzie dobrze wychowani, wykształceni. Drugie znaczenie to elita ducha, elita przywódcza w rozumieniu moralno-kulturowym: Krzysztof Penderecki, Andrzej Wajda i inni wielcy reprezentanci świata kultury i intelektu. Takie osobowości odegrały istotną rolę w warunkach zniewolenia. Do 1989 roku potrzebowaliśmy ludzi ducha, misjonarzy, zdolnych do stworzenia wizji, która scali rozbity i pozbawiony nadziei naród. Po 1989 roku dość szybko zorientowaliśmy się, że problemów ekonomicznych nie da się rozwiązywać na wiecach w hali Oliwii czy w czasie nocnych dyskusji. Elita ducha spełniła swoje zadanie i musiała ustąpić miejsca nowej – politycznej: Mazowiecki – Balcerowiczowi; historycy, filozofowie, artyści – ekonomistom i prawnikom. Oczywiście autorytety niepolityczne pełnią ważną funkcję w demokracji i nauki społeczne również dziś mają coś do powiedzenia na ich temat. Nie robią tego jednak w ramach teorii władzy.
W empirycznie zorientowanej politologii i socjologii, teoria elit jest dziś dość dobrze ukształtowanym paradygmatem. Jego początki sięgają końca dziewiętnastego wieku, kiedy to był on alternatywą dla innych wielkich koncepcji społecznych, na przykład klasowych. O ile tamte kładły nacisk na aspekt ekonomiczny, ten skupiał się na problemie redystrybucji władzy. Wbrew temu, co się potocznie sądzi, teoria ta ma ograniczony zasięg, dotyczy jedynie elit politycznych. Po wielu zażartych dyskusjach od bez mała trzydziestu lat nie ma już sporu, że są to ludzie, którzy zajmują wysokie miejsce w instytucjach i organizacjach, a z racji na zajmowane pozycje mają wpływ na decyzje o ogólnospołecznym zasięgu. Grupa ta nie ogranicza się zatem jedynie do polityków. Są to również wysocy urzędnicy, wielcy biznesmeni czy przedstawiciele władzy sądowniczej. Nikt rozsądny nie będzie zaprzeczał, że w Polsce w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych także liderzy związkowi stanowili elitę polityczną. Ich decyzje wpływały na losy całego kraju.
Dlaczego obecne elity polityczne pozbawione są tego etosu, który cechował działaczy demokratycznej opozycji?
Cofnijmy się do 1976 roku, który jest uznawany za datę narodzin opozycji demokratycznej w postaci instytucjonalnej. Wówczas to powstały Komitet Obrony Robotników oraz Polskie Porozumienie Niepodległościowe. Nową siłę polityczną tworzyli ludzie dobrze wykształceni, akademicy, intelektualiści, artyści. Nadali oni rodzącej się kontrelicie etosowo-inteligencki charakter. W oczywisty sposób nawiązywali do tradycji przedwojennej inteligencji, liderów ducha we wschodnioeuropejskim znaczeniu.