Względy materialne, czy społeczne, które nie tak dawno były jednymi z ważniejszych powodów, dla których ludzie decydowali się na założenie rodziny, odgrywają dziś coraz mniejszą rolę. Oczywiście silna rodzina wciąż jest dla wielu z nas gwarantem bezpieczeństwa materialnego. Jednak nasze oczekiwania wobec niej się zmieniły. Jeszcze kilkanaście lat temu nieślubna ciąża była oczywistym argumentem na rzecz sformalizowania związku. Dziś również ci, którzy zwykle na ślub nalegali, rodzice czy księża, zdają sobie sprawę, że taka decyzja nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Sam fakt zawarcia związku sakramentalnego nie gwarantuje wzajemnej wierności i uczciwości. Obcość, uczuciowy chłód, a nawet przemoc, pojawiają się przecież także w rodzinach katolickich.
Przeobrażanie się modeli rodziny pokazuje zatem, że procesy sekularyzacyjne nie omijają również i Polski. A skoro tak się dzieje, to czy nie powinno nas zastanawiać, że liczba rodzących się w Polsce dzieci jest o wiele mniejsza niż we Francji, Wielkiej Brytanii czy Szwecji, a zatem w krajach, które często są przedstawiane jako modelowe przykłady upadku zlaicyzowanych społeczeństw Zachodu? Być może spadek liczby zawieranych tradycyjnych małżeństw niekoniecznie świadczy o kryzysie rodziny? Znacznie trudniej zgromadzić przekonujące dane, pokazujące, ile małżeństw jest dziś udanych i szczęśliwych. O ile częściej niż dawniej decyzja o założeniu rodziny podejmowana jest nie z powodów materialnych czy presji społecznej, ale ze względu na uczucia. Paradoksalnie jednak, miłość jako fundament związków sprawia – o czym piszą w najnowszym numerze miesięcznika „Znak” Marta Duch-Dyngosz i Marzena Zdanowska – że stały się one niezwykle delikatne i kruche.