Marzena Zdanowska: Badania pokazują, że coraz mniej kobiet przyznaje się do bycia ofiarami przemocy w rodzinie. Nie do końca wiadomo, czy to znaczy, że nimi nie są, czy że nie chcą tego ujawniać.
Lidia Gadomska-Mrozowska: Wyniki badań TNS OBOP dla Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej z października 2007 r. wskazują, że 36% Polaków przynajmniej raz doświadczyło przemocy ze strony członka rodziny. Co dziewiąty (11%) przyznał, że zdarzało się to wielokrotnie. Widać zatem, z jak masowym zjawiskiem mamy do czynienia. Tymczasem statystyki policyjne podają, że ofiarą przemocy domowej w 2010 r. padło nieco ponad 82 tys. kobiet. To oznacza, że niezależnie od tego, jaki trend wynika ze statystyk, Polki stanowczo zbyt rzadko przyznają, że w domu dzieje się coś złego.
Jakie są przyczyny przemocy domowej? Czy zasadne jest pytanie o relacje między przemocą i modelami rodziny?
Gdybyśmy znali przyczyny przemocy, potrafilibyśmy lepiej jej zapobiegać. Jest to jednak zjawisko złożone i wielopłaszczyznowe. Powstało dużo koncepcji mówiących o jej biologicznych i fizjologicznych źródłach. Rzeczywiście, w przytłaczającej większości przypadków to mężczyźni są jej sprawcami, więc trudno oddzielić przemoc od biologii. W procesie ewolucji wykształcili oni większą masę mięśniową, wyższy poziom testosteronu, a przez to agresji. Oczywiście zdarzają się wyjątki od reguły, ale niełatwo je odnotować, ponieważ ze względu na wzorce kulturowe, panom trudniej przyznać się do bycia ofiarą w związku.
Pytanie o przyczyny nie jest proste. Nie odkryto dotychczas genetycznych uwarunkowań tego zjawiska. Gdyby ograniczały się one do biologii, moglibyśmy przemoc leczyć farmakologicznie, lecz to się nie udaje.
Wiadomo natomiast, że u sprawców i ofiar geneza jest paradoksalnie podobna i ogromną rolę odgrywa w niej rodzina. Kobiety wychowujące się w domu, w którym agresja pojawiała się regularnie najczęściej zostają ofiarami, mężczyźni zaś sprawcami.
To znaczy, że można mieć predyspozycje do bycia ofiarą?
Zdecydowanie tak. Można zaobserwować, że kobiety, które po wielu latach ogromnym wysiłkiem wyszły z relacji przemocy, bardzo często w kolejnym związku odtwarzają ten sam wzorzec. To jest przygnębiające, ale najczęściej tak właśnie się dzieje. Dlatego wszystkie działania terapeutyczne skupiają się na tym, żeby osoba pokrzywdzona zmieniła siebie, nie partnera. On powinien przejść swoją terapię, co niestety rzadko się zdarza.
Kiedy kobiety przychodzą do nas po pomoc psychologiczną przez pierwsze miesiące, a nawet lata, mają taki specyficzny sposób mówienia o sobie, który właściwie jest mówieniem o nim. Jest ten wszechogarniający, wszechobecny „on”. Co on powiedział, co pomyśli, co zrobi. Każdy temat od tego się zaczyna i na tym kończy. Występuje skrajna koncentracja na partnerze i zupełne pomijanie siebie. To jest dokładnie to, co w pierwszej kolejności próbujemy zmienić podczas terapii.