Nie można stosunku Czesława Miłosza do katolicyzmu rozpatrywać przez pryzmat jego publicystyki. Jest on przecież rozpisany na wiele głosów w jego bogatej twórczości poetyckiej i eseistycznej. Jednak to tekst opublikowany na początku lat 90. w „Gazecie Wyborczej” określa w sposób najbardziej wyrazisty jego pogląd na temat obecności religii w przestrzeni publicznej. Wymowy tego tekstu nie osłabia bynajmniej list Poety do Jana Pawła II z 2 kwietnia 2004 r., który Andrzej Franaszek w swojej monografii przywołuje jako dowód na katolicką prawowierność Miłosza. Warto się w ten list wczytać: „Wiek zmienia perspektywę i kiedy byłem młody, zwracanie się przez poetę o błogosławieństwo papieskie uchodziło za niestosowność. A to właśnie jest przedmiotem mojej troski, bo w ciągu ostatnich lat pisałem wiersze z myślą o nieodbieganiu od katolickiej ortodoksji i nie wiem, jak w rezultacie to wychodziło. Proszę więc o słowa potwierdzające moje dążenie do wspólnego nam celu”. Miłosz nie jest pewien, czy udało mu się utrzymać w granicach ortodoksji. Papież tych wątpliwości nie rozwiewa. W liście Jana Pawła II z 24 kwietnia tego samego roku padają słowa życzliwości, ale w moim przekonaniu to odpowiedź zdawkowa. Wprawdzie nie brak w niej swoistej empatii dla dążeń Poety, jednak ostatecznego potwierdzenia katolickości jego twórczości nie ma: „W tych niewielu bowiem słowach zawarta jest bogata i wieloraka treść. Pisze Pan, że przedmiotem Jego troski było «nieodbieganie od katolickiej ortodoksji» w Pańskiej twórczości. Jestem przekonany, że takie nastawienie Poety jest decydujące. W tym sensie cieszę się, że mogę potwierdzić Pańskie słowa o «dążeniu do wspólnego nam celu»”. Być może innej odpowiedzi być nie mogło. To przecież głos Czesława Miłosza w przededniu ostatniej polskiej pielgrzymki Jana Pawła II w czerwcu 1991 r. na pewno w Watykanie został zapamiętany. Dlatego przy kreśleniu stosunku Poety do katolicyzmu polskiego warto ten właśnie esej przypomnieć.
Kiedy w maju 1991 r. Czesław Miłosz przesłał z USA do „Gazety Wyborczej” swój, zaopatrzony znakiem zapytania, tekst Państwo wyznaniowe?, zapewne nie podejrzewał, że już trzy lata później zamieszka w Krakowie i będzie z bliska obserwował przez najbliższe dziesięć lat nieubłagane spełnianie się proroctwa zarysowanego w tym eseju. Państwo wyznaniowe? to tekst wyrosły z zaniepokojenia praktykującego katolika, pamiętającego niefortunne zbliżenie polskiego Kościoła katolickiego do polityki w okresie międzywojennym. Z upolitycznionym Kościołem Miłosz zetknął się w Wilnie i całe życie bolał nad wynikłą z tego słabością polskiego katolicyzmu (przywiązywanie wagi do zewnętrznego podporządkowania raczej niż wewnętrznego przylgnięcia do wyznawanych prawd) i zmagał się z jego zmorą przez całe życie. Postać siejącego postrach prefekta w szkole stała się symbolem traumatycznych doświadczeń jego pokolenia. Wierzył, że inny katolicyzm jest możliwy, wynika to jednoznacznie z jego przyjaźni choćby z Jerzym Turowiczem. Zresztą nie tylko wierzył, zetknął się z nim zwłaszcza we Francji i później w USA. Po zmianach politycznych w Polsce nie tracił nadziei, że i tutaj zacznie się umacniać.