W 1970 r. w domu Czesława Miłosza przy Grizzly Peak w Berkeley odbywało się przyjęcie z okazji wizyty serbskiego poety Vasko Popy. Pod koniec wieczoru gospodarz zauważył, że grupka studentów ma białe opaski na rękawach. „Co wy wyprawiacie z tymi opaskami?” – zapytał, a na informację: „Demonstrujemy przeciwko interwencji USA w Kambodży”, odpowiedział kolejnym pytaniem: „A za czym demonstrujecie?”. „Za pokojem i miłością… dla wszystkich i wszystkiego”.
Te słowa rozwścieczyły poetę: „Czego innego was uczyłem! – wołał – Jeśli kochacie wszystkich i wszystko, to nie kochacie niczego, miłość jest wybiórcza” – i dalej krzyczał: – „Jesteście dzieci! Gdybyście demonstrowali w Polsce albo w Związku Radzieckim, rozstrzelano by was. (…) Miłość, miłość! Opowiedzcie mi o miłości, kiedy rano wejdą do waszej celi, ustawią was w szeregu i powiedzą: ty i ty wystąp. Teraz zginiecie – chyba że ktoś z waszych przyjaciół kocha was tak bardzo, żeby zająć wasze miejsce”. Reakcją na tę wściekłą przemowę była najpierw pełna zdumienia cisza, a potem chichoty i wzruszenia ramion, ignorowane już przez Miłosza, który na boku tłumaczył całe zajście Popie, jedynemu z gości, mogącemu w pełni zrozumieć powody wzburzenia.
Tę niesłychaną scenę relacjonuje jej świadek – Morton Marcus, poeta i tłumacz Vasco Popy. „Podobnie jak wielu innych artystów żyjących na politycznej emigracji w Stanach Zjednoczonych, [Miłosz] był sławny w swojej ojczyźnie, ale nieznany i niezauważany tutaj” – pisze Marcus o przednoblowskich czasach w Ameryce autora Widzeń nad Zatoką San Francisco. Zebrane przez Cynthię L. Haven portrety Czesława Miłosza w zasadniczej części dotyczą tego właśnie czasu, a ich autorami są przede wszystkim ludzie współpracujący wtedy z poetą: uniwersyteccy koledzy, pisarze, tłumacze, studenci. Znajdziemy tu także inne głosy, na przykład Tomasa Venclovy, Seamusa Heaneya, Marka Skwarnickiego, Adama Zagajewskiego czy Clare Cavanagh.
Niezrozumiała historia
W niemal wszystkich wspomnieniach Amerykanów odnaleźć można motyw zdumienia odkryciem czegoś niepojętego i właściwie niedostępnego w człowieku, który z początku onieśmielał, jednak przy bliższym poznaniu był ciepły i dowcipny. Próby definicji owego nieznanego pierwiastka prowadzą autorów ku rozważaniom o przeszłości, dramatycznych losach mieszkańca Europy Wschodniej w połowie XX w.; ku wielkim pytaniom filozofii: o przyczyny i naturę zła, o istotę ludzkiego losu; ku metafizyce, wierze, religii, teologii i stosunku do Kościoła; wreszcie ku zagadnieniom egzystencjalnym, samotności i izolacji, losu emigranta żyjącego z dala od własnego kraju i języka.
Zapisy spotkań z Miłoszem, także ten przytoczony na początku, to sprawozdania z osobistych doświadczeń. Richard Lourie, student, a potem tłumacz i przyjaciel poety, autor jednego z najciekawszych i najpiękniejszych szkiców w tomie wspomina moment, kiedy prof.. Miłosz odczytał na zajęciach jego pracę by, chwaląc ją pod innymi względami, powiedzieć, że zdradza typowe dla Amerykanów niezrozumienie, czym jest historia. „Niech go diabli – pomyślał, jak sam pisze, Lourie – dowiem się, czym jest historia, choćby mnie to miało zabić!”.