1.
Mój nowy dom powoli wrasta w piasek na polach, na skraju lasów kiedyś cysterskich, po piasku chodzą moi synowie, powoli rosnące brzemię odpowiedzialności zmusza do autorefleksji coraz intensywniejszej, aby znaleźć odpowiedź na pełne przerażenia „Czy podołam?”; doświadczenie tak wielu spośród moich rówieśników, doświadczenie tych, którzy zrozumieli, że wiele już za nami i nie stoimy już u bram życia, jesteśmy dużo dalej i więcej od nas zależy. Nie ma łatwych wyjść, nie można już wszystkiego rzucić i wyjechać. Nie można porzucić siebie, trzeba więc siebie poznać. Neurozy, małe psychozy i nałogi, także nasze ciała obwieszczają swoją niepodległość.
Kim więc jestem, ja, Ślązak, który pisze ten tekst po polsku, a nie po śląsku? Kogo obchodziłby taki tekst po śląsku? Co to znaczy: Ślązak – poza tym, że niewiele? Próbuję cały czas odpowiedzieć sam sobie na to pytanie, które wydaje mi się fundamentalne, ale nie wiem dlaczego, skoro przecież nie dotyczy nikogo poza mną. Po co więc o tym pisać?
Czasem łudzę się, że mógłbym jakoś zbliżyć się dzięki tej autorefleksji do tożsamości tych nielicznych, którzy mają z nią kłopot – nie potrafią bezpiecznie i spokojnie zamknąć jej w prostych przymiotnikach narodowości „polskiej”, „niemieckiej” czy nawet „śląskiej”. Ale potem jednak rozwiewa się ta iluzja zmyślona de consolatione (nie jestem sam, nie jestem sam…). Siebie mogę odnaleźć tylko dla siebie. Moje doświadczenie tożsamości jest przeżywaniem samotności, nie zaś utożsamieniem się z czymś zewnętrznym. A piszę o tym, bo jestem pisarzem i to jest wszystko, co mogę zrobić: poznać siebie i napisać, czego się dowiedziałem.
Urodziłem się, wychowałem, spłodziłem dzieci i żyję na tej samej ziemi, na jakiej żyło, kochało, rodziło, nienawidziło, bogaciło się i biedowało, żarło, srało i marło Bóg tylko wie ile pokoleń tych, których krew płynie we mnie i ja w ich martwej krwi, w podziemnych rzekach i sokach drzew.
Jestem więc absolutną antytezą emigranta i na pewnym poziomie odzwierciedlonego doświadczenia nigdy nie zrozumiem rejestrów tożsamości związanych z porzuceniem pierwotnego środowiska. Odcina mnie to od głównego nurtu kultury, bo doświadczenie bycia skądinąd lub znikąd jest w tej chwili doświadczeniem powszechnym, przynajmniej w moim naturalnym środowisku – jeśli nie moi rówieśnicy, to ich rodzice lub dziadkowie emigrowali, wyjeżdżali, porzucali: wielka polska pielgrzymka na Wszystkich Świętych i niemądre, okrutne żarty śląskie o tym kere jest nŏjlepsze ślōnskie świynto? Przeca Wsziskich Świyntych, skiż tego, co wsziskie gorŏle jadōm furt.
Każdy więc skądś wyemigrował i ma groby przodków za jakąś granicą. Każdy ma krainę dawnego życia i doświadczył błogosławionej traumy uwolnienia. Poza mną – ja nie mam i tego nie doświadczyłem, nie wyrwano mnie nigdy z tej pierwotnej gleby, ani mnie, ani moich przodków, wszyscy rośniemy w tym samym świecie.