Wyniki szczytu klimatycznego ONZ w Durbanie nie zaskakują. Politycy zapewniają co prawda, że osiągnęli dyplomatyczny przełom. Mało kto jednak żywi jeszcze nadzieję na osiągnięcie celu strategicznego – stabilizację wzrostu temperatury atmosfery na poziomie 2 stopni Celsjusza.
Technicznie sprawa z klimatem jest prosta – należy systematycznie zmniejszać emisję gazów cieplarnianych, a zwłaszcza najgroźniejszego z nich dwutlenku węgla. Wszystko zostało policzone, pora działać. I tu zaczyna się problem, bo dekarbonizacja, choć możliwa, oznacza rewolucję społeczno-gospodarczą przekraczającą swą skalą rewolucję przemysłową. By sprostać klimatycznemu wyzwaniu, należałoby do 2035 r. zainwestować 36,5 biliona dolarów, oszacowała Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) w raporcie World Energy Outlook 2011.
Kluczowe 2 stopnie
Należy się przy tym spieszyć, bo działające obecnie źródła energii – elektrownie, ciepłownie, jeżdżące samochody – wytwarzają 80% dwutlenku węgla, jaki może znaleźć się w powietrzu, by zatrzymać wzrost temperatury atmosfery o 2 stopnie. Kontynuacja dotychczasowej polityki rozwoju na świecie spowoduje, że limit zostanie osiągnięty w 2017 r., po tym czasie nowe źródła energii powinny być już zero-emisyjne. Wolę działania ogranicza jednak kryzys trapiący kraje rozwinięte i pragnienie lepszego życia dzielone przez mieszkańców krajów rozwijających się. Chiny i Indie nie zamierzają zwolnić tempa rozwoju, co oznacza systematyczny wzrost zużycia energii, a tym samym także paliw kopalnych, z najbardziej szkodliwym węglem na czele. W perspektywie 2035 r. jego udział w światowym energetycznym miksie wzrośnie zamiast maleć, jak tego wymagałaby skuteczna walka z globalnym ociepleniem.
Skąd jednak przywiązanie do progu 2 stopni Celsjusza? Co takiego się stanie, gdy temperatura wzrośnie o 3 lub 4 stopnie? Może zamiast walczyć o osiągnięcie oddalającego się celu uruchomić fantazję i wyobrazić sobie świat jeszcze trochę cieplejszy, w którym nad Wisłą zamiast jabłek rosną pomarańcze? Odpowiedzi udzielił w 2009 r. multidyscyplinarny zespół uczonych, którzy opublikowali w magazynie „Nature” artykuł Planetary Boundaries. Exploring the Safe Operating Space for Humanity („Planetarne ograniczenia. Badając przestrzeń bezpieczeństwa dla ludzkości”).
Autorzy, wśród których znaleźli się tak utytułowani badacze jak chemik noblista Paul Crutzen czy klimatolog James Hansen, przypomnieli, że ekosystem jest systemem złożonym. Oznacza to, że dzięki różnego typu sprzężeniom zwrotnym utrzymuje dynamiczną równowagę polegającą m.in. na tym, że wiele opisujących go parametrów utrzymuje się na stałym poziomie. Zawartość tlenu w atmosferze, zakres wahań temperatury, zawartość w atmosferze ozonu chroniącego przed promieniami nadfioletowymi są wynikiem takiej właśnie równowagi. Nie utrzymuje się ona jednak za sprawą tajemniczej nadprzyrodzonej siły, równowaga może się przesunąć, i to dość gwałtownie, w kierunku innego atraktora, czyli innego układu parametrów, które mogą okazać się mniej sprzyjające trwaniu gatunku ludzkiego.