Na tak postawione pytanie należałoby odpowiedzieć krótko i zdecydowanie: nie. Nie jest to już jednak tak oczywiste, jeśli wziąć pod uwagę, że toczone od początku lat 90. dyskusje na temat celów wychowania seksualnego nie przyczyniły się do znalezienia rozwiązań odpowiadających na potrzeby dzieci i młodzieży, a jednocześnie możliwych do przyjęcia przez wszystkie znaczące środowiska zainteresowane tą kwestią.
Zapewne po części wynika to z faktu, że nie umiemy rozmawiać o seksualności. Przyczyn tego można szukać w czasach PRL-u, kiedy to temat ten sprowadzano do kwestii seksu, mówiąc o nim rubasznie, prymitywnie albo ze wstydem. Ominęła nas rewolucja obyczajowa, która w latach 60. ogarnęła Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone i która do pewnego stopnia przełamała to społeczne tabu. Jej echo dotarło nad Wisłę dopiero w późnych latach 70. za sprawą Michaliny Wisłockiej i jej Sztuki kochania. Dla pokolenia rodziców dzisiejszych 30- i 40-latków to zdecydowanie za późno, aby mogli się nauczyć rozmawiać z własnymi dziećmi o ich płciowości. Bardzo często mamy obecnie do czynienia z powielaniem wzorców wyniesionych z własnych domów: temat pojawia się zazwyczaj, gdy na jego podjęcie jest już za późno. Również i nasz język nie ułatwia sprawy. Jest w nim niewiele ładnych i poręcznych określeń odnoszących się do narządów płciowych czy zachowań seksualnych. W niewielkim stopniu sytuację tę zmieniają liczne dziś poradniki, warsztaty oraz programy edukacyjne skierowane również do rodziców.
Także w Kościele temat ten przez długi czas nie istniał. Zmieniło się to w niewielkim stopniu przede wszystkim w sferze refleksji za sprawą teologii ciała Jana Pawła II, która pozwoliła spojrzeć na ludzką seksualność jak na obszar relacji z kimś bliskim, a nie jak na grzeszny przymus. Chociaż więc jest ona ciągle tematem właściwie nieobecnym, to jednak wiele się w Polsce mówi o kwestiach związanych z prokreacją: aborcji, in vitro, antykoncepcji. Tematy te od wielu lat utrzymują się w czołówce problemów poruszanych w społeczno-politycznych debatach. Dzieje się tak nie tylko za sprawą polityków i środowisk opinii publicznej. Kluczową rolę odgrywają tu także wierzący: zarówno kapłani jak i świeccy. Choć ci ostatni dość często rozmijają się w swoim podejściu do sfery seksualnej z oficjalnym nauczaniem biskupów, na co wskazują wyniki badań prowadzonych przez instytucje świeckie i kościelne, to jednak w odniesieniu do edukacji przeważnie mówią tym samym głosem, co księża. Podkreślają ponadto, że ostrożnie należy poruszać ten delikatny temat, z obawy, że wiedza mogłaby zachęcać młodych ludzi do intymnych kontaktów.
Zapewne większość rodziców stara się w ten sposób uchronić swoje dzieci przed nieudanymi związkami, a zwłaszcza zbyt wczesnym rozpoczęciem współżycia. Trudno jednak wyobrazić sobie, że młody człowiek zrozumie zalety wstrzemięźliwości i mimo presji ze strony koleżanek i kolegów w sposób świadomy zrezygnuje z wczesnej inicjacji seksualnej, jeżeli nie będzie miał wiedzy, pozwalającej mu zrozumieć swoje emocje, doznania i naturę płciową oraz spojrzeć na własne przeżycia z szerszej perspektywy rozwojowej. Trzeba też postawić pytanie, czy rzeczą słuszną jest pozbawianie młodych ludzi dostępu do wiarygodnych informacji w czasie, gdy coraz więcej z nich niezależnie od przekonań swoich rodziców decyduje się na jakieś formy relacji seksualnych, nie posiadając przy tym elementarnej wiedzy na ten temat lub też czerpiąc ją ze źródeł niewiarygodnych, a nawet szkodliwych dla ich rozwoju.