Od bez mała dwudziestu lat toczą się w Polsce światopoglądowe spory dotyczące treści, które powinny być przekazywane w ramach tego przedmiotu, jak również kryteriów, według których można by ocenić skuteczność obecnego modelu nauczania. Jeżeli za jedyną miarę wziąć liczbę ciąż i legalnych aborcji wśród nastolatek, to rzeczywiście możemy dojść do wniosku, że wychowanie do życia w rodzinie, które kładzie nacisk na kwestię wartości oraz abstynencję seksualną daje pożądane owoce. Przeczy temu jednak obraz wyłaniający się z badań, które przynoszą niepokojące informacje na temat zachowań seksualnych młodzieży: coraz częstszych przypadków przemocy seksualnej, korzystania – również przez chłopców, których statystyki biorące pod uwagę jedynie liczbę ciąż i aborcji nie uwzględniają – z materiałów pornograficznych czy rynku płatnych usług seksualnych. Ponadto nawet ci młodzi ludzie, którzy rezygnują z rozpoczęcia współżycia seksualnego, z reguły utrzymują jakieś inne formy relacji opartych na fizycznej bliskości.
A jednak poważna rozmowa o roli szkoły w procesie wychowania seksualnego młodzieży właściwie nie istnieje. Owszem, trzeba odnotować, że pisma katolickie coraz częściej podejmują temat seksualności, przyjmując za pewnik, że z dziećmi i młodzieżą o seksie trzeba rozmawiać. Zwykle jednak wychodzą one z założenia, że rozmowy takie powinny się toczyć w domu, z niechęcią odnosząc się do pytań o szkolną edukację w tym zakresie, na którą nacisk kładą z kolei organizacje niezwiązane z Kościołem. Czy możliwe jest podjęcie konkluzywnej rozmowy na temat roli szkoły w edukacji seksualnej, w której wzięłyby udział zarówno osoby związane z Kościołem, jak i z organizacjami wobec niego niezależnymi?