Benedykt XVI, organizując spotkanie w Asyżu 27 października 2011 r., w 25. rocznicę słynnego spotkania międzyreligijnego zwołanego do tego miasta przez Jana Pawła II w 1986 r., zaprosił na nie intelektualistów-agnostyków i tak uzasadnił swoje zaproszenie: „Za ich niezdolność znalezienia Boga po części ponoszą odpowiedzialność ludzie wierzący z ich ograniczonym, a nawet fałszywym obrazem Boga. Tak więc i walka, i kwestionowanie jest po części wezwaniem dla wierzących do oczyszczenia ich wiary, tak by prawdziwy Bóg stał się przystępny. Tak więc świadomie zaprosiłem ich tutaj na to spotkanie do Asyżu”. I Papież dodawał: „Powinniśmy być razem w drodze do prawdy, powinniśmy podejmować decyzje w obronie ludzkiej godności i wspólnie angażować się na rzecz pokoju i przeciw każdej destrukcyjnej sile”. Mam wrażenie, że po raz pierwszy ludzie niewierzący i ich duchowe poszukiwania zostały potraktowane jako wspólna droga przez głowę Kościoła katolickiego.
Wielu niewierzących już od dawna szukało sojusznika u wyznawców religii. Na przykład w marcu 1995 r. Umberto Eco napisał w liście do Carlo Marii Martiniego, ówczesnego biskupa Mediolanu, zwracając się do niego z pominięciem zwyczajowych tytułów, jak równy do równego: „Czy istnieje takie pojęcie nadziei (i naszej odpowiedzialności za dzień jutrzejszy), które mogliby dzielić wierzący i niewierzący?” (W co wierzy ten, kto nie wierzy?, Kraków 1998). Kard. Martini nie tylko odpowiedział, ale wskazał na wspólne źródło, z jakiego czerpią zarówno wierzący, jak i niewierzący: „Jest jakaś głęboka warstwa żyznej gleby, z której czerpią wierzący i niewierzący, myślący i odpowiedzialni, jakkolwiek może nie potrafią określić jej tym samym mianem”.
Rok wcześniej, w marcu 1994 r. doszło na wyspie Capri do spotkania kilku filozofów, którzy za temat swojej rozmowy wybrali religię. Dwa lata później ukazała się książka (zapis tych rozmów) zatytułowana krótko Religia (Warszawa 1999). Vattimo pisał w niej: „Tylko dlatego, że rozpadły się metafizyczne metanarracje, filozofia odkryła na nowo wiarygodność religii i może w konsekwencji postrzegać potrzebę religijną w świadomości zbiorowej poza schematami krytyki oświeceniowej”. Kilka lat później Santiago Zabala, uczeń Vattimo, namówił swego mistrza i jego amerykańskiego przyjaciela Richarda Rorty’ego do ponownego zajęcia się tematem religii. Tak powstała Przyszłość religii (Kraków 2010), w której obaj filozofowie kreślą zarys wiary bez przykazań i bez Boga metafizycznego. Sytuują się zatem wyraźnie w opozycji do dominującego w chrześcijaństwie myślenia „mocnego” o religii, a więc osadzonego na tradycyjnej ontologii logosu greckiego. Zdaniem jej autorów pragmatyzm i hermeneutyka stają się filozofiami zdolnymi przekroczyć logos metafizyczny w kierunku dialogu, którego celem nie jest poszukiwanie prawdy, ale etyka – wrażliwość na bliźniego. Gianni Vattimo odnajduje chrześcijaństwo w miejscu nieoczekiwanym, bo w hermeneutyce: „Hermeneutyka w sensie najbardziej radykalnym wyrażona przez zdanie Nietzschego [Bóg umarł – przyp. S. O.] i przez ontologię Heideggera stanowi rozwinięcie i dojrzewanie chrześcijańskiego przesłania”. Natomiast znika ono, zdaniem Vattimo, z miejsc tradycyjnie z nim utożsamianych: „Mam wrażenie, że chrześcijaństwo jest dziś znienawidzone z powodu księży. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ktoś nie może przyjąć religii opartej na miłości, na pathosie i miłosierdziu (…). Myślę, że jest to wina Kościoła; nie z powodu bogactwa papieża czy demoralizacji księży pedofilów w kościołach amerykańskich, ale z powodu nadmiernej potęgi jego struktur”. Przyszłość religii to zupełnie unikalna próba spojrzenia na religię przez Rorty’ego i Vattimo jako na najgłębszy wymiar ludzkiej egzystencji, dla której współczesna myśl filozoficzna jest paradoksalnym przygotowaniem. Odrzucenie tradycyjnej metafizyki jawi się w tym kontekście jako quasi-religijny gest odrzucenia idoli przysłaniających czekającego na człowieka Boga. Trudno się zresztą dziwić, że dla Gianniego Vattimo religia jest istotnym elementem w jego życiu. W wydanej w 1996 r. książce Wierzę, że wierzę pisał o swoim katolickim wychowaniu i nabytych w dzieciństwie przyzwyczajeniach: „Przez wiele dni wstawałem bardzo wcześnie, żeby pójść na Mszę jeszcze przed zajęciami w szkole, w biurze, na uniwersytecie”.