Czy dziś, kiedy wielu proklamuje nadejście epoki postsekularnej, można mówić o ponownym zaczarowaniu świata, tym razem już nie przez religię, ale przez naukę? I czy w związku z tym religia coraz częściej nie przegrywa w starciu z nauką?
Ks. Michał Heller: Jeśli popatrzymy na współczesny świat statystycznie, czyli pod kątem liczb, to myślę, że nauka nie wygrywa z religią ani w ogóle z innymi poglądami z prostego powodu: jest bardzo elitarna. Ludzi, na których nauka oddziałuje, jest bardzo mało, garstka wśród samej tylko inteligencji, nie mówiąc już o szerszych kręgach. Społeczeństwo ma wyobrażenie nauki ukształtowane przez media, absolutnie nieprawdziwe, bliskie mistyczno-fetyszystycznemu. I można powiedzieć przewrotnie, że to nauka jest zaczarowana przez płytkość i zniekształcenie codziennych ujęć. Nie dotyczy to tylko ludzi niewykształconych. Nauka ma wielki autorytet, ale jest też wielką nieznajomą. Bardzo niewiele osób w społeczeństwie wie, czym ona tak naprawdę jest.
Czy nauka nie wykazuje w tym względzie swego podobieństwa do religii? Również w religii można przecież wyróżnić sferę bardziej powierzchowną, która często staje się źródłem wypaczeń prawdy religijnej, i głęboką, która wydaje się właściwym wyrazem duchowości.
W nauce nie ma „sfery powierzchownej” , bo wtedy nie jest to już nauka.
Zatem to nie nauka nas zaczarowuje, ale my ją, używając jeszcze do tego jej fałszywego obrazu?
Osobiście niezbyt lubię słowo „zaczarowanie”, bo zbyt silnie pobrzmiewa przez nie aspekt romantyczny, a gdy media mówią o nauce, to właściwie nie mamy do czynienia z zaczarowaniem, lecz zwykłym zniekształcaniem. Tym zdeformowanym obrazem ludzie żyją i przez to wyrabiają sobie całkowicie fałszywe pojęcie autorytetu nauki.
Dlaczego zatem z taką łatwością przychodzi nam zniekształcanie nauki? Skąd bierze się tak duża fascynacja nią, że prowadzi nawet do zniekształcania, usensacyjniania jej obrazu?
Musimy zadać sobie podstawowe pytanie: co to jest nauka? Nasuwa mi się takie porównanie: Ludzie często krytykują Kościół. A co to jest Kościół? W krytyce ludzi Kościół to jest jakiś biskup czy ksiądz, mądrzejszy lub mniej. Natomiast Kościół to coś innego. Podobnie jest z nauką. Kiedy mówi się, że: nauka stwierdza pewien fakt, nauka jest za coś odpowiedzialna, nauka niszczy środowisko, to jak się rozumie naukę? Czy można ją utożsamiać z konkretnym technicznym zastosowaniem, które wypuszcza niepotrzebnie w atmosferę dwutlenek węgla lub też ze statkiem, który się rozbił i zanieczyścił zatokę mazutem? Nauka może być rozumiana na wiele sposobów. Najprostszy to taki, który w refleksji nad Kościołem prowadzi do utożsamiania go z biskupami, a zatem najkrócej: nauka to uczeni. Z tym że uczonych jest masa, różnego autoramentu i kalibru. Są dobrzy, wspaniali, genialni, ale także głupi, nieodpowiedzialni, małostkowi. Bardzo często – moim zdaniem trafniej – określa się też naukę jako zbiór wyników, osiągnięć. Ale nauka to przede wszystkim metoda. Myślę, że to ona najpełniej objaśnia to wieloznaczne słowo „nauka” (bo tej wieloznaczności nie da się zredukować).