Na kilkanaście godzin przed śmiercią Ignacy Rzecki, stary subiekt, rozłożył przed sobą w sklepie mechaniczne zabawki. „Po raz tysiączny w życiu przysłuchiwał się melodiom grających tabakierek i patrzył, jak niedźwiedź wdrapuje się na słup, jak szklana woda obraca młyńskie koła, jak kot ugania się za myszą, jak tańczą krakowiacy, a na wyciągniętym koniu pędzi dżokej. I przypatrując się ruchowi martwych figur po tysiączny raz w życiu powtarzał: – »Marionetki!… Wszystko marionetki!… Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one…«”. A gdy umierał, oglądał swoje życie jak sen: „Oto piwnica Hopfera, gdzie poznał się z Wokulskim … A oto pole bitwy, gdzie niebieskawy dym unosi się nad liniami granatowych i białych mundurów… A oto stary Mincel siedzi na fotelu i ciągnie za sznurek wiszącego w oknie kozaka… – »Czy ja to wszystko istotnie widziałem, czy mi się tylko śniło?… Boże miłosierny…« – szepnął”. Umierał i „zdawało mu się, że jest małym chłopcem i że podczas gdy jego ojciec rozmawiał z panem Raczkiem o cesarzu Napoleonie, on wymknął się na strych i przez dymnik patrzył na Wisłę w stronę Pragi…”. Czy on, polski romantyk, mógł umierać inaczej, bez wspomnień o Wiośnie Ludów i nadziejach pokładanych w Napoleonie?
***
XI wiek przed Chrystusem: na rozkaz egipskiego kapłana, który wkrótce zostanie faraonem, greccy najemnicy zasypują kanał. Przejdą po nim wojska, by ominąć święte żuki dostrzeżone na głównym trakcie. Niewolnik, który dziesięć lat kopał kanał, by zyskać wolność dla siebie i dzieci, wiesza się. Martwy, „z głową wyciągniętą na przód, miał usta szeroko otwarte, dłonie zwrócone do widzów, a w oczach zgrozę. Wyglądał jak człowiek, który chce coś powiedzieć, ale mu głosu zabrakło”. A to, co zdążył powiedzieć przed śmiercią, było oskarżeniem ludzi i bogów: „Pochłoń mnie, ziemio!… Przeklęty dzień, w którym ujrzałem światło, i noc, w której powiedziano: »narodził się człowiek…«. W płaszczu sprawiedliwości nie ma nawet skrawka dla niewolników… I sami bogowie nie spojrzą na taki twór, który ma ręce do pracy, gębę tylko do płaczu, a grzbiet do kijów… O śmierci, zetrzyj moje ciało na popiół, ażebym jeszcze i tam, na polach Ozirisa, po raz drugi nie urodził się niewolnikiem…”.
Życie literatury
W eseju Lalka i perła (2001) Olga Tokarczuk stwierdza: „To, co zafascynowało mnie w Lalce, to także jej temat — podążanie za marzeniami, opis rozkładu sił, które nas wszystkich pchają do przodu, zmuszają do stawiania zadań i realizowania ich ze świadomym lub niejasnym, onirycznym samozaparciem. (…) I wreszcie forma tej powieści. Urzeka mnie jej porządek opowiadania — zamiast stosowania narracji do budowania poczucia ciągłości rzeczywistości w czasie — rozbicie na fragmenty i nieoczekiwane odsłonięcie iluzorycznego charakteru naszego potocznego, sekwencyjnego doświadczenia”. Nie będę podążał tropami eseju Tokarczuk, ale nie ukrywam, że oglądowi dwóch najważniejszych dla mnie utworów Prusa, Lalki i Faraona, towarzyszy antynomia snu i jawy, realności przemieszanej z marzeniami, bezwzględności powszedniego życia i płochość widziadeł umysłu: w tym, co indywidualne, intymne i w tym, co powszechne i społeczne.