Polska dyskusja – a raczej wojna – o aborcję na pierwszy rzut oka wydaje się sporem dwóch silnych narracji, pomiędzy którymi nie tylko nie ma żadnych szans na porozumienie, ale również brak jest podobieństw. Wyjątek może stanowić jedynie zdecydowane przekonanie o posiadanej racji. Chciałbym jednak zaproponować tezę odmienną – obie narracje są słabe , i w rzeczywistości składają się z wielu pomniejszych opowieści. Ich wspólną obok słabości cechą jest pragnienie ustanowienia ideowej hegemonii, daleko przekraczającej kwestię prawnego zakazu lub dopuszczalności przerywania ciąży. Mimo – a może właśnie dlatego – że spór o aborcję zastygł w dawno zdefiniowanych formach i wydaje się, że żaden nowy argument już nie padnie, proponuję, by potraktować go jako jeden z najważniejszych politycznych sporów we współczesnej Polsce, a także jako przykład konstruowania ideologicznych sojuszy.
Paradoksy „obrony życia”
Zacznijmy od tego, co widać od razu. Najważniejszą i najbardziej rozpowszechnioną w mediach narracją przeciwników prawnej dopuszczalności przerywania ciąży (którzy sami wolą się określać jako „przeciwnicy aborcji” lub bardziej jako „obrońcy życia”) jest ta, która głosi, że życie człowieka rozpoczyna się od naturalnego poczęcia i trwa do naturalnej śmierci i jako takie powinno być chronione bezwzględnie. Problem w tym, że narracja ta jest zbyt abstrakcyjna. Idea, jakoby ludzkie życie było dobrem najwyższym i jako takie powinno podlegać ochronie, nie jest wystarczająco przekonująca – nie tylko dlatego, że „obrońcy życia” są najczęściej zwolennikami kary śmierci i nie protestują przeciwko wysyłaniu żołnierzy do Afganistanu i Iraku, ale również ze względu na długą polską tradycję stawiającą inne wartości, takie jak honor, wiara, niepodległość ojczyzny, ponad jednostkowe życie. Dlatego owa narracja „ochrony życia ponad wszystko inne” nie wystarcza. Poparcie społeczne dla całkowitego zakazu aborcji wyniosło w Polsce w 2010 r. jedynie 14%, podczas gdy obecnie obowiązującą ustawę antyaborcyjną według wielu badań wciąż popiera większość polskiego społeczeństwa. Wśród „obrońców życia” istnieje więc swego rodzaju pusta przestrzeń pomiędzy uznaniem, że płód jest pełnoprawnym człowiekiem, a przyznaniem, że istnieje hierarchia człowieczeństwa i w sytuacji zagrożenia życia matki czy też ciąży, będącej efektem gwałtu, aborcja jest dopuszczalna. Ma ona w istocie potencjał otwarcia się na negocjacje zmierzające do liberalizacji ustawy, dlatego też, mimo że istnieje, oficjalna narracja „obrońców życia” tę przestrzeń przemilcza. Jeśli to nie przekonanie, że płód jest pełnoprawnym człowiekiem, jest na tyle powszechne, by stać się jedynym i wystarczającym politycznie argumentem przeciwko aborcji, to co nim jest?
Obrona władzy mężczyzn
„Antyaborcyjna” narracja ochrony życia od poczęcia musi więc spleść się z inną opowieścią – o „niewinnym, bezbronnym, nienarodzonym dziecku”, które powinno być chronione przez silnych. Bronione musi być nie życie jako takie, lecz szczególne – życie słabe i bezbronne. W tej narracji „obrońcy życia” stają się heroicznymi wojownikami. Pasuje to oczywiście zarówno do militarystycznego dyskursu „wojny z terrorem” w Afganistanie i Iraku, jak i do polskiej tradycji powstań i walk narodowowyzwoleńczych. „Obrońcy życia” chronią niewinne dzieci przed okrutnymi, czyhającymi na ich życie matkami. W tej narracji, obrona „słabych i niewinnych” jest oczywistym „dowodem” moralnej wyższości, bardzo ważnym w ekonomii symbolicznej władzy. Pozwala określić wroga – jest nim „wyrodna matka”. Jest to mechanizm konstruowania silnej narracji antykobiecej – to właśnie kobiety w ciąży są potencjalnymi potworami, przed którymi należy chronić płody. Ta narracja pozostaje zazwyczaj ukryta, gdyż jej zwolennicy zdają sobie sprawę, że zbyt otwarta pogarda wobec kobiet nie zwiększyłaby im poparcia społecznego. Ciekawym wyjątkiem jest głos byłego już polityka – być może stąd ta szczerość – Marcina Libickiego (dawniej ZChN, potem PiS), który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział: „Nie można zmuszać kobiety, by zachodziła w ciążę, ale gdy jest w ciąży, to możemy ją zmusić do rodzenia. Dziecko poczęte wymaga ochrony. Matka jest tu tylko depozytariuszką” . Jest to potwierdzenie męskiej dominacji i dobrze wyjaśnia pęknięcie w narracji „obrońców życia”, gdy zaczynamy rozmawiać o tym, co następuje po urodzeniu dziecka.