fbpx
Anna Mateja grudzień 2012

Szczegóły prawie bez wagi. Jeden rok z życia Jerzego Turowicza

„A ja? No cóż, żyję w obłędzie, którego elementy są Wam zapewne znane…” – pisze Turowicz, niespełna sześćdziesięcioletni, w 1972 r. w liście do przyjaciół. Na podstawie drobiazgowych zapisków z kalendarza, sporządzanych przez naczelnego „Tygodnika Powszechnego” od lat przedwojennych do końca życia, dzienników jego przyjaciół, listów i tekstów, spróbuję odtworzyć mniej więcej – ale raczej mniej niż więcej – jeden rok z życia Jerzego Turowicza.

Artykuł z numeru

Czy wierzymy w koniec świata?

Czy wierzymy w koniec świata?

Nowy Rok 1972 Anna i Jerzy Turowiczowie powitali z butelką wina i z najmłodszymi wnukami, Maćkiem i Michałem Smoczyńskimi, których rodzice noc sylwestrową spędzali w Beskidzie – w domu Danuty i Jana Józefa Szczepańskich w Kasince Małej. Jakiś czas po północy pojawił się z szampanem Miotek, czyli ks. Mieczysław Maliński. Ks. M.M., autor drukowanych na łamach „Tygodnika Powszechnego” od końca lat 50. tzw. ramek – rozważań na temat niedzielnego fragmentu Ewangelii, toast wypił tylko z panią Anną. Naczelny „Tygodnika Powszechnego”, który miał za sobą wyczerpujący pobyt w Rzymie, skąd pisał relacje z synodu biskupów dla swojego pisma, ledwo stał na nogach i tuż po dwunastym kurancie, kiedy można było przyjąć, że rok 1972 jest rozpoczęty, położył się do łóżka.

„Taki to był nasz Sylwester” – napisał w południe w liście do Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego – przyjaciół, którzy od kilku miesięcy mieszkali za Atlantykiem, w Des Moines w stanie Iowa. To był pierwszy list pisany w Nowym Roku, Jerzy Turowicz zdradzał więc plany podróżnicze: luty – wyjazd do Brazzaville w Kongu „na małe sympozjum europejsko-afrykańsko-chrześcijańskie”. Wiosna – wyjazd do Niemieckiej Republiki Federalnej. Jesień – sześciotygodniowy objazd po USA: od Wschodniego Wybrzeża do San Francisco. A do tego zaproszenia do: Anglii, Holandii, Belgii. „No ale wszędzie przecież nie pojadę, bo pracuję w »TP«” – konkluduje naczelny „Tygodnika”.

Przedwyborcza gorączka i msza

Nie tylko obowiązki związane z prowadzeniem ważnego w kraju pisma ograniczały możliwości podróżnicze Turowicza. Równie skuteczne w przykrawaniu marzeń do rzeczywistości było Biuro Paszportowe, które arbitralnie, na podstawie decyzji administracyjnej, mogło się nie zgodzić na wyjazd naczelnego „Tygodnika”. Turowicz przekonał się o tym nie raz, także w lutym 1972 r., kiedy ostatecznie odmówiono mu wydania paszportu na podróż do Konga („właśnie w tym czasie był tam zamach stanu, co mogło być, owszem, interesujące, ale nie pojechałem – szkoda” – skwituje odmowę w następnym liście do przyjaciół w Stanach, z 17 marca). Z tego samego powodu na panewce spaliła idea wyjazdu do Holandii na seminarium poświęcone tematyce polityki bez przemocy.

W kraju nie brakowało jednak pasjonujących wydarzeń. Podczas IV zjazdu PZPR w grudniu 1971 r. pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego rządzącej partii został Edward Gierek, premierem rządu w miejsce Józefa Cyrankiewicza obrano Piotra Jaroszewicza. Na 19 marca 1972 r. wyznaczono wybory do Sejmu.

W kalendarzu Turowicza już 3 stycznia znajduje się pierwsza nota na temat środowiskowej narady przedwyborczej. Odbyła się „u Jacka”, czyli w mieszkaniu Mai i Jacka Woźniakowskich przy Wyspiańskiego w Krakowie. Poza gospodarzem byli redaktorzy „Tygodnika”: Krzysztof Kozłowski, Mieczysław Pszon, Stanisław Stomma, Turowicz oraz redaktor miesięcznika „Znak” – Stefan Wilkanowicz. Z Warszawy przyjechał Tadeusz Mazowiecki, redaktor naczelny miesięcznika „Więź”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się