Chciałabym zacząć naszą rozmowę od pytania o jej zasadność: Czy od Kościoła należy wymagać, żeby angażował się w tworzenie społeczeństwa obywatelskiego i wzmacnianie trzeciego sektora? Nie jest to przecież jego misja.
Zapewne istnieją różne szkoły myślenia o Kościele i różne przekonania na temat jego działalności. Mnie bliska jest wizja Kościoła zaangażowanego i ważne dla mnie pytanie dotyczy tego, na czym to zaangażowanie w świecie miałoby polegać. Przy czym warto rozróżniać to, czego oczekujemy od hierarchii i struktur, i to, czego oczekujemy od Kościoła jako ludzi wierzących. Wiele opinii krytycznych, które wypowiem, bardzo łatwo byłoby adresować do hierarchii, ale większość z nich wraca jak bumerang do samych wiernych. W wielu dziedzinach jesteśmy przyzwyczajeni do oceniania występków i zachowań innych, Kościół jest tylko jedną z takich instytucji. Ten rodzaj rozumowania można też przeprowadzić w stosunku do instytucji państwa, samorządu, zastanawiając się, czy samorząd to osoby na liście płac samorządu czy mieszkańcy. To samo dotyczy opinii rodziców o tym, co się dzieje w szkole: mają mnóstwo pomysłów na to, co powinni zrobić nauczyciele, a bardzo mało dotyczy tego, co sami powinni zrobić. Mam tego świadomość i to jest wielki nawias, który trzeba na początku postawić.
Odpowiadając na Pani pytanie – tak, mnie się wydaje, że od Kościoła można wymagać więcej w tym ewangelicznym rozumieniu, że od tych, którzy więcej mają, więcej się wymaga. Kiedy mówimy o wzmacnianiu sfery publicznej, o tym, co to znaczy być obywatelem, mimo że te określenia mogą być różnie definiowane, wydaje się, że Kościół posiada bardzo bogate rezerwuary różnego rodzaju zasobów, które mógłby w tym celu uruchamiać. Nie po to, żeby pozbywać się swojej podstawowej misji, ani nie po to, żeby z księży, z duszpasterzy zrobić aktywistów. Jednak jeśli zastanowimy się nad tym, co to znaczy być katolikiem, co to znaczy być aktywnym katolikiem, z całą pewnością odpowiedź nie powinna ograniczać się do uczestnictwa w praktykach religijnych, musi uwzględniać też dawanie świadectwa, odpowiadanie na to, co nas otacza, gesty solidarności. Jeśli wiara bez uczynków jest martwa, należy zadać pytanie, o jakich uczynkach mowa. Cały świat, który nas otacza, pełen jest pretekstów, żeby takie uczynki spełniać, i jest oczywiste, że część z nich może mieć charakter religijny, modlitewny. Bardzo często jednak świadectwo polega też na robieniu czegoś. Kościół w tej sprawie może być i przewodnikiem, i wsparciem. Za taką wizją się opowiadam.
Czy w przypadku działań pomocowych Kościoła można używać takich określeń jak trzeci sektor albo społeczeństwo obywatelskie?
To zależy od definicji, jakie przyjmiemy. Znajdziemy zwolenników poglądu, że Kościół jest poza obszarem społeczeństwa obywatelskiego, którzy uważają, że to jest mieszanie sfer, bo według nich wyodrębnienie trzeciego sektora polega dokładnie na tym, że oddzielamy go od innych dziedzin – od biznesu, struktur państwa, struktur rodziny i struktur konfesyjnych. Przedstawicieli tego poglądu znajdziemy wśród ludzi Kościoła i wśród działaczy pozarządowych, którzy uważają, że jest lepiej, gdy jesteśmy zupełnie odrębni. Ja nie podzielam tego poglądu. Dla mnie definicja zaangażowania obywatelskiego i zaangażowania w trzeci sektor to działania związane z misją, których istota nie ma charakteru komercyjnego. W Stanach nikomu nie przyszłoby do głowy, że Kościoły i organizacje religijne nie są częścią społeczeństwa obywatelskiego. Oczywiste się tam wydaje, że tak jest. U nas częściej spotkamy się z rozdzielaniem tych płaszczyzn. Ale gdyby, mówiąc złośliwie, Kościół tak bardzo nie stronił tak od zaangażowania społecznego, jak nie stroni od polityki, to już byłby dobry wynik. Uważam, że Kościół powinien być zaangażowany, pojawia się tylko pytanie – w jaki sposób?