Pod hasłem „narkotyki” kryje się cała grupa bardzo złożonych, wielowymiarowych zjawisk. Dlatego też wszystko, co na ich temat zostaje wypowiedziane, musi być nader ostrożne i opatrzone słabymi kwantyfikatorami. Wszelkie wyrażenia typu: „każdy”, „zawsze”, „na pewno”, są w tym przypadku niesłychanie ryzykowne, bo wprowadzają uproszczenia i generalizacje, o które w kwestiach takich jak ta – budzących spore kontrowersje i społeczne obawy – bardzo łatwo, a które dodatkowo poważnie zafałszowują obraz problemu. Wystarczy sobie uzmysłowić, że uczeni badający działanie środków psychoaktywnych w ciągu 10, 20 lat potrafią zmienić swoje zdanie co do właściwości i szkodliwości danej substancji nieraz o 180 stopni , by zrozumieć, że narkotyki to jeden z tych problemów, których nie można raz a dobrze i ostatecznie rozstrzygnąć, czy to na polu intelektualnym, prawnym, politycznym czy zdrowotnym. Już sama nazwa na określenie substancji, o których chcemy mówić, jest nieprecyzyjna, bo odsyła w swym źródłosłowie do znieczulania bądź usypiania i tym samym odnosi się bezpośrednio do nielicznych środków chemicznych w ramach szerokiej i niejednorodnej grupy, jaką stanowią obecnie narkotyki.
Miękkie podziały
Z powodu nieokreśloności już na poziomie terminologicznym stosuje się różnego rodzaju klasyfikacje narkotyków. Najbardziej rozpowszechniona dzieli substancje psychoaktywne na narkotyki twarde i miękkie. Do twardych zalicza się m.in.: opium, heroinę, morfinę, kokainę i amfetaminę. Są to substancje, których zażywanie powoduje dwa rodzaje efektów: fizjologiczne i psychologiczne (behawioralne), by posłużyć się tym nieco już zdezaktualizowanym podziałem. W przypadku narkotyków twardych (zaliczyłbym do nich także alkohol) ważniejsze są efekty fizjologiczne, które można określić mianem uzależnienia tkankowego. Wynika ono ze specyficznej natury ich oddziaływania na ludzki organizm, które w efekcie powoduje, że po rozwinięciu nałogu nie można odstawić tych substancji bez interwencji medycznej. Skutki psychologiczne z kolei to z jednej strony fenomenologiczne doznania doświadczane przez jednostkę bezpośrednio po zażyciu substancji, które rzutują na jej dalsze wybory i doraźnie modelują zachowanie, a z drugiej strony efekty długofalowe. Wiążą się one z nawykiem, przyzwyczajeniem, a więc psychologicznym uzależnieniem objawiającym się dojmującym uczuciem braku i pragnieniem powtórzenia tego stanu, który wywołuje dana substancja, a który jest, moim zdaniem, poważniejszym nawet motywem sięgania po nią niż samo uzależnienie fizjologiczne. Skutki uzależnienia fizjologicznego można bowiem zazwyczaj znieść po pewnym niespecjalnie długim czasie. Człowiek jest już wtedy w stanie funkcjonować w miarę dobrze fizycznie, ale pozostaje głód psychiczny, potrzeba doznań produkowanych przez odstawioną substancję.
Narkotyki miękkie natomiast, na których w dalszej części przede wszystkim chciałbym się skupić, to substancje nie powodujące, w odróżnieniu od narkotyków twardych, uzależnienia fizycznego. W ramach tej grupy stosuje się z kolei często podział na słabsze i silniejsze substancje psychodeliczne (minor and major psychedelic drugs). Do słabszych zalicza się przede wszystkim pochodne konopi indyjskich, które jednak – podkreślmy – też mogą być bardzo różne. Z konopi indyjskich można bowiem wyprodukować środki relatywnie bardzo słabe, jak i bardzo mocne. Gdyby dokonać ich stratyfikacji w porównaniu z alkoholem, to „drabina mocy” wyglądałaby tak, że na najniższym szczeblu byłaby marihuana (oczyszczone liście), która jest jak piwo, stopień wyżej gandzia (nieoczyszczone liście), która jest jak wino, potem haszysz (żywica), który jest jak wódka i na samym szczycie charas (pyłek kwiatostanu zmieszany z żywicą), który jest jak spirytus. Przeciętny przedstawiciel kultury zachodniej, nawet używający marihuany, gdyby zaciągnął się jednym haustem charasu, prawdopodobnie natychmiast straciłby przytomność. Choć, jak wspomniałem, wszystkie te substancje zalicza się do słabszych psychodelików, to co najmniej haszysz i charas trudno tak naprawdę uznać za lekkie narkotyki.