Nic dziwnego, że książka zbiera nagrody w kręgach katolickich – oto pojawia się ktoś, kto pisze dobrze, błyskotliwie, współcześnie, a przecież o sprawach starych i znanych, ktoś będący zdecydowanie po „naszej” stronie, dający odpór wszelkim współczesnym postmodernistom, a przy tym czyniący to na tym samym poziomie eklektyzmu i niespójności co oponenci. W na pozór anarchizujący sposób sprzedaje tradycyjne treści, posługując się niezmiennie chwytliwym tematem diabła. Diabeł zresztą służy tu przede wszystkim jako argument w dyskusjach całkowicie współczesnych i, jak się okazuje, wyobrażenie jego postaci stanowi ostateczny punkt podparcia dla ludzkich koncepcji i argumentacji.
Pierwsze wątpliwości muszą pojawić się w samym doborze konwencji i zastosowanej metodologii. Filozoficzna refleksja na temat szatana, tego, w jaki sposób myśli, jakimi środkami „zaludnia piekło” i jak jest obecny w historii, jest już od samego początku zamierzeniem karkołomnym. Cóż z tego, że Hadjadj wielokrotnie nas zaskoczy, pokaże szatańskie działanie ze wszystkich możliwych stron, ukryte w różnych, często przeciwstawnych motywacjach i przedsięwzięciach; cóż z tego, że wprawi nas w zdumienie i pokręcimy z niedowierzaniem głową nad szatańskim sprytem – tak czy inaczej, musi pojawić się pytanie na jakiej zasadzie to właśnie Hadjadjowi udało się tak precyzyjnie przedstawić te wszystkie szatańskie knowania? To stara pułapka – oto pokazuję, jak bardzo diabeł przerasta ludzką inteligencję, a w ten sposób mogę w nowym świetle ukazać własną refleksję: czy nie sytuuje się ona jeszcze wyżej? Co powiedzieć o myśleniu, które jest zdolne uchwycić to, co tak absolutnie przerasta myślenie wszystkich ludzi? Trudno tu o dyskusję. Zawsze zresztą o nią trudno, gdy diabeł jest przedstawiony jako najlepszy dyskutant, najznamienitszy teolog, najsprytniejszy sofista – każdy argument lepszy niż nasz może być śmiało ukazany jako manifestacja tej właśnie diabelskiej inteligencji. Dążenie do autonomii, pragnienie poznania, bycie panem samego siebie – oto według Hadjadja przykłady ludzkich postaw o wyraźnie szatańskiej inspiracji, obecne oczywiście po wszystkich stronach wszelkich ideologicznych sporów i politycznych walk (jak to określa Hadjadj: „na szachownicy błędu demony zabawiają się, grając po dwóch stronach”), ale przecież jednak szczególnie wyraźnie naznaczające współczesne myślenie o człowieku i moralności. Hadjadj, choć pozuje na zdystansowanego mędrca, choć czyni wszelkie konieczne zastrzeżenia, staje wyraźnie po konkretnej stronie. Nie jest to oczywiście czymś niewłaściwym, ale czy to nie przesada, żeby angażować diabła w celu powiedzenia znanych rzeczy o konieczności pokornego poddania się Magisterium i wątpienia we własne siły, o całkowitym zaufaniu Bogu, o potrzebie modlitwy?
Przyjrzyjmy się jednak wybranym przykładom argumentacji autora. Oto teologia jest z jednej strony podejrzana, bo u Hadjadja to „Szatan przemawia jak teolog, a święci mówią jak ateiści”. Teologia jest podejrzana zwłaszcza wtedy, gdy służy twórczości przy zmianach tekstów liturgicznych (zjawisko spontanicznie występujące w wielu katolickich wspólnotach na Zachodzie od lat 70. ubiegłego wieku), ale – z drugiej strony – teologia to dla Hadjadja ważny punkt odniesienia, gdy spekuluje, opierając się na chrystologicznej równowadze uzyskanej na Soborze w Chalcedonie. Jak to więc – teologia z V w. jest bezpieczniejsza niż teologia z wieku XX? Czy zapominamy o ogromnej pochalcedońskiej schizmie, przy której nasze współczesne, posoborowe odłamy i spory są prawdopodobnie jedynie drobnym epizodem? Historyczność nie jest najmocniejszą stroną refleksji Hadjadja. Prawie jednym tchem wypowiadane są zdania Tomasza z Akwinu, Franciszka Salezego, Jana od Krzyża, Teresy z Ávila, Kierkegaarda, Matki Teresy z Kalkuty i, co obowiązkowe dla wielu francuskojęzycznych myślicieli, Pascala i Dostojewskiego. Czyżby diabeł jako czysty niematerialny duch i ponadhistoryczny temat refleksji usprawiedliwiał łączenie wszystkiego ze wszystkim? Efekt jest imponujący, ale czy o efekt chodzi?