Jaka według Pana Profesora jest geneza toczącej się obecnie dyskusji o rodowodzie Polaków?
Dyskusja o wiejskim rodowodzie Polaków, którą zainicjował „Znak”, a podjęły inne media, czasem epizodycznie jak TVP, czasem bardziej systematycznie jak „Gazeta Wyborcza”, wydaje się czymś zasadniczo innym niż dawne dyskusje o ludowości polskiej kultury prowadzone od czasu romantyzmu. Jedna z przyczyn tej dyskusji widoczna jest gołym okiem. Wieś ugruntowuje swój wizerunek w popkulturze, i to jest pewne zaskoczenie. Paradoksalnie, impet tej dyskusji być może nadał incydent z Koko Euro spoko zespołu Jarzębina. Barwna swojskość na ludową nutę wydawała się mocnym atutem w kulturowej, bo przecież nie sportowej, konfrontacji z Europą. O autorstwo swojskich nut upomniała się wieś kilkanaście lat temu, kiedy Grzegorz Ciechowski wykorzystał utwory ludowe na swojej płycie OjDADAna. Wieś trafiła na dobre do serialu telewizyjnego. Do filmu rzadko się przebijała, mimo że pojawiały się mniej lub bardziej udane realizacje filmowe powieści nurtu chłopskiego, na przykład prozy Juliana Kawalca, Edwarda Redlińskiego, były scenariusze Mariana Pilota. A także bardzo ciekawe realizacje prozy Myśliwskiego, myślę tu szczególnie o rewelacyjnym filmie Ryszarda Bera Przez dziewięć mostów (1971) na podstawie Nagiego sadu, który zdobył Złotą Pragę, a później nagrodę w Hollywood na światowym festiwalu filmów telewizyjnych i sam Buñuel się nad tym filmem rozwodził. W „Życiu Warszawy” pojawiła się wtedy informacja, że znowu jakieś polskie starocie, polskie zgrzebności wysyłamy w świat, a po południu „Express Wieczorny” doniósł, że te polskie starocie zdobyły główną nagrodę. Ale poza tym filmy robione w PRL-u raczej nie rozumiały wsi, nie było filmowego języka, za sprawą którego można było pokazać coś bardziej człowieczego niż tylko postęp i modernizację wsi. Dzisiaj jest trochę inaczej. Mieliśmy Plebanię Solarza, są przecież te wszystkie: U Pana Boga za piecem, U Pana Boga w ogródku…, i w wiejskim pejzażu usytuowany Dom nad rozlewiskiem.
Filmy Kolskiego, Wesele Smarzowskiego…
Filmy Kolskiego były tak „po Leśmianowsku” inne, że nie zostały wpisane w tradycyjny dyskurs wsi. To są zjawiska niezmiernie znaczące, niemniej wizerunek wsi budował ostatnio głównie serial Ranczo. Na tym m.in. polega właśnie ów popkulturowy impuls. Obrazy wsi w znacznej mierze zneutralizowały się ideologicznie, zostały uwolnione od znaczeń, które do niedawna były refleksem jeszcze feudalnego porządku. Aż dziw bierze – a pisaliśmy o tym w „Regionach” – że na Spiszu jeszcze w latach 30. była pańszczyzna. Z tym spadkiem po feudalizmie rozprawi się chyba dopiero popkultura, a wieś stanie się lokalizacją nie tylko obrazów z pouczających książeczek dla dzieci, ale również świata gier komputerowych. Jeszcze w latach 60. XX w. wciąż żywotna była opozycja: pańskie – chłopskie, którą świetnie opisywał prof. Józef Chałasiński. Pojawiała się ona już w publicystyce końca XIX w., tam na przykład Jan Karol Popławski mówił o pańskich i chłopskich potrzebach kulturalnych, a w latach 30. XX w. Jan Emil Skiwski pisał w „Pionie” o „najeździe chłopów na literaturę”. Po 1945 r. opozycja pańskie – chłopskie czy też jeszcze wcześniejsza: dwór – wieś, została zastąpiona przez opozycję: wieś – miasto. Ta figura myślenia pojawiła się w społeczeństwach zurbanizowanych, służyła do diagnozowania dominacji „miejskości”. U nas od czasów rzeczypospolitej szlacheckiej „złe” miasto służyło do diagnozowania „wiejskości” jako swego rodzaju kulturowej pełni, arkadyjskiego wymiaru egzystencji.