„Kościół jest w Chrystusie jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (II Sobór Watykański, konstytucja dogmatyczna Lumen gentium).
Ta sformułowana przez Sobór quasi-definicja Kościoła ma charakter ponadczasowy i mówi o najważniejszym wyzwaniu, jakie przed swoimi uczniami postawił ich Mistrz i Nauczyciel: ażeby szli na cały świat, głosili przemieniającą ludzkie wnętrza Ewangelię, sprawowali sakramenty, uczyli ludzi modlitwy i prowadzili ich do Boga. To zasadnicze powołanie Kościoła pozostaje niezmienne bez względu na czas i miejsce jego działania. I staje dzisiaj – tak samo jak dwa tysiące lat temu – przed kolejnym biskupem Rzymu, następcą papieża Benedykta XVI.
Jednocześnie – powiadają ojcowie Vaticanum Secundum – ów wzniesiony na opoce i (w sensie najgłębszym) niezmienny Kościół jest „zobowiązany do badania znaków czasu i ich interpretowania w świetle Ewangelii, tak aby w sposób dostosowany do każdego pokolenia mógł odpowiadać na odwieczne pytania ludzi” (por. konstytucja duszpasterska Gaudium et spes).
Podejmując refleksję nad Kościołem powszechnym, warto się zatem zastanowić, jakie są dziś – A.D. 2013 – te kościelne „znaki czasu” i co tu i teraz „mówi Duch do Kościoła” (por. Ap 2, 7), czego od niego w tym momencie dziejowym oczekuje i do czego wzywa.
Pierwszorzędnym zadaniem dla współczesnego Kościoła (przynajmniej tu, w Europie) – zwłaszcza po ostatnim zgromadzeniu Synodu Biskupów, który temu właśnie problemowi był poświęcony – jest zaangażowanie w dzieło nowej ewangelizacji. Nowej, czyli skierowanej do ludów i narodów, które były kiedyś – i z różnych powodów być przestały – chrześcijańskie. Oczywiście, nowa ewangelizacja nie oznacza porzucenia przez Kościół „klasycznej” drogi głoszenia światu Chrystusa, to znaczy jego działalności misyjnej (tzw. misji ad gentes), realizowanej głównie poza Europą.
Obie formy ewangelizacji mają wiele cech wspólnych, powinien je łączyć na przykład radykalizm świadectwa. Bo głoszący Ewangelię Kościół musi być radykalny, gdy chodzi o naśladowanie Jezusa. A problem polega dziś m.in. na tym, że radykalni byli (albo bywali) bez wątpienia ostatni papieże, ale nie cały Kościół, nierzadko bardziej przypominający bezduszny urząd aniżeli braterską wspólnotę miłości. Zresztą już samo określenie „wspólnota miłości” u wielu wywołuje pobłażliwy uśmiech. Wiadomo, taki jest język pobożnych kazań, język teologii, ale co on ma wspólnego z rzeczywistością?
Powiedział kiedyś papież Paweł VI, że współczesna epoka bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli. Słowa te – również w odniesieniu do Kościoła – wciąż zachowują aktualność. Jednakże – dopowiedzmy to wyraźnie – bycie świadkiem wymaga nawrócenia. Co więcej: nawrócenie powinno być codziennym doświadczeniem każdego chrześcijanina, a przykład – jak wiadomo – idzie z góry… „Obyś był zimny albo gorący” – mówi Kościołowi i jego ludziom Chrystus. – „Skoro jednak jesteś letni, nie gorący i nie zimny, wypluję cię z moich ust” (Ap 3, 15-16).