Czy ateizm jest problemem ? Trzeba się spytać dla kogo? Oczywiście w pierwszym rzędzie dla wierzących, dla chrześcijaństwa. W jakim sensie jest ewentualnie problemem? O to będziemy pytać .
Dobrze wiemy, że świat zachodni – ale zapewne także duża część pozostałego świata – jest „przeniknięty” ateizmem, czy – jak się to mówi – niewiarą . Na początku jednak chciałbym postawić tezę, że absolutna niewiara jest niemożliwa, ponieważ nie możemy żyć poza jakąś wiarą, przynajmniej w postaci wiary fundamentalnej . Wiara fundamentalna to elementarny sposób naszego życia, któremu musimy ufać, aby w ogóle żyć; to pra-zaufanie do otaczającego świata, do otaczających ludzi, do nauki itp. Dlatego wolę mówić o ateizmie, który jest kwestią egzystencjalnej i intelektualnej decyzji. Oczywiście wcale nie cały świat jest ateistyczny: pamiętamy aż nadto dobrze o fanatycznej odmianie wiary Islamu, która Habermasowi kazała po 11 września pochylić się wreszcie z uwagą nad chrześcijaństwem jako religią naszego kręgu kulturowego i co najmniej lepiej współgrającą z tym, czego wymaga oświecony humanizm. Lecz ta właśnie fanatyczna wiara – podobnie jak w przeszłości chrześcijańska – w dużej mierze napędza zachodnioeuropejską niewiarę, co nas nie bardzo dziwi i mniej niepokoi, ponieważ ją w tym aspekcie rozumiemy. Fenomeny te są aż nadto dobrze znane i wielorako opisane, stały się częścią naszej świadomości. A jednak ateizm stanowi wciąż – w każdym razie dla wierzących – jakieś wyzwanie, zarówno teoretyczne, jak również praktyczne. Z tego ostatniego punktu widzenia przypomina wierzącym np. o obowiązku świadectwa, o nieobojętności. Z punktu widzenia teoretycznego natomiast zawiera on splot zagadnień, nad którymi warto się pochylić.
Absolutne troski
Ale czy na pewno warto? Czy ma jakieś znaczenie bycie nieobojętnym wówczas, gdy główną postacią zachodniego ateizmu jest właśnie obojętność? Dla wielu ludzi zarówno ateizm, jak teizm, zarówno wiara, jak niewiara nie stanowią problemu, nie zaprzątają ani myśli, ani woli, ani uczuć. Zamiast nich stawiają oni na pierwszym planie – o ile są ludźmi myślącymi –naukę, etykę i politykę. W obliczu jednak żarliwej religijności zarówno Islamu, jak i do pewnego stopnia społeczeństwa amerykańskiego „ateizm obojętności” daje do myślenia i niepokoi.
Co jest sednem tak pojętego ateizmu? Po prostu pełne zanurzenie w fakcie codziennego, potocznego życia, w „faktyczności”, powiązanej zresztą wielorako z kulturą, która do tego zanurzenia zachęca; zachęca o tyle, o ile chciałaby nas przekonać do pewnego Zeitgeistu, w którym wszystko, co znaczące dokonuje się w obrębie – przenikniętej czasem – immanencji świata. Ale Zeitgeist ten korzysta z fenomenu codzienności, która przebiega istotnie w immanentnym horyzoncie potocznego życia w świecie. Ten oczywisty skądinąd fakt jest tu ważny, ponieważ ów świat „wciąga”: wciąga nie tylko sferą różnych wartości (np. materialnych), ale także perswazją płynącą ze strony nauk, nie tylko przyrodniczych i technicznych, ale także psychologicznych i – zwłaszcza – filozoficznych. Co prawda, przeciętni ludzie niewiele wiedzą o Nietzschem czy Žižku, a nawet o Freudzie, ale rzecz w tym, że „duch czasu” przenika przez kulturę masową, przekonując do poddania się nie tylko samej immanencji, ale także zmienności i relatywizmowi. Immanencja w tym wydaniu – to bowiem właśnie faktyczność dziejącego się potoku spraw, wydarzeń, projektów.