Jeśli potrzebujecie haczyka, by zaczepić o niego nić swojej wyobraźni, przeczytajcie pierwsze wersy Utworu o Matce i Ojczyźnie Bożeny Keff: „śni mi się, że trzymam – stojąc na jakimś dworcu – / trzymam coś niedużego, jakby dziecko, może kilkuletnie, / ale to nie jest dziecko tylko kosmaty jakiś strzęp wrzeszczący, / wije się szarpie, kłaki poplamione krwią, / muszę to trzymać, chronić przed upadkiem, czemu muszę nie wiem, / to się stało jakoś z zaskoczenia; trochę mi niedobrze / i trochę mi żal. Tu jakby rana, przy niej krew na kłakach, / śmierdzi spalenizną, pręży się szarpie (…)”. Ta- -Która-Przynosi-Dziwne-Rzeczy tu stoi – na jakimś dworcu – i trzyma to w dłoniach. To coś. Z daleka (już z odległości drugiego peronu) można nas z łatwością pomylić.
Zacytowane słowa z Utworu o Matce i Ojczyźnie mówi Usia. Jest Polką, Żydówką, córką. I trzyma w dłoniach Dziwną-Rzecz. Od niej zaczyna się opowieść córki Usi o matce Meter. Kto ją jej dał?
* * *
W moim pokoju stoi czarno-białe zdjęcie bliźniaczek, których nie znałam, ale stanowią one część mojej rodziny z wyboru. Znalazłam je w albumie starej kobiety, do której mówiłam „ciociu”, chociaż nie łączyły nas więzy krwi. Wiele lat temu użyczyła mi pokoju w swoim domu i swojej historii. Zdjęcie zostało zrobione w latach 30. XX w. gdzieś w okolicach Grodna. Przedstawia ubrane na biało dziewczynki w wieku sześciu czy siedmiu lat. Stoją przytulone, wsparte o siebie ramionami tak blisko, jakby były zrośnięte. Widać je tylko do pasa. Mają krótkie włosy z grzywką, wielkie białe kokardy i poważne, niemal identyczne buzie. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się można zauważyć różnice między nimi. Ta z lewej jest zasnuta szarą mgłą i nie do końca wiadomo, czy należy do tego świata, czy już przeszła do krainy śmierci. Tak sobie nas wyobrażam: Tę-Która-Pisze i Tę-Która-Przynosi-Dziwne-Rzeczy.
Dary Tej-Która-Przynosi-Dziwne-Rzeczy mogłabym różnie nazwać. Są więc niesamowite w sensie, jakie temu słowu nadał Sigmund Freud. W słynnym eseju Das Unheimliche z 1919 r. Freud, zainspirowany pracami Ernsta Jentscha na temat opowiadania Piaskun E.T.A. Hoffmana, opisał szczególny rodzaj rzeczy, które są jednocześnie bliskie i obce, znane i odpychające. Budzą wstręt, przerażenie, ale przyciągają wzrok. To, co niesamowite, u Freuda odsyła do nieświadomego zakazu, jest jego zniekształconą manifestacją, domagającą się interpretacji. Dziwne-Rzeczy, o których mówię, bliskie są także temu, co Julia Kristeva określiła w Potędze obrzydzenia jako abject: wyrzutek systemu symbolicznego. Nie przedmiot, nie podmiot, lecz rzecz odpychająca, na którą język polski ma piękne słowo„pomiot”. Czarci pomiot oznacza produkt jakiejś ciemnej siły, która wdziera się w nasz dzienny świat i zagraża ustalonemu porządkowi. Aby stać się podmiotem i wpasować w to, co uznane za normalne, trzeba odgrodzić się od pomiotu. Abject musi zostać w ukryciu, pod spodem, za płotem czy murem getta. Na straży porządku stoją kulturowe zakazy, w wypadku ich złamania grożą sankcje. Interesuje mnie tu najbardziej zakaz wewnętrzny, wszyty w psychikę i ciało, który sprawia, że bliskość Dziwnych- Rzeczy napełnia dreszczem. Są one Nie-Do-Pomyślenia. Polski język w tym wyrażeniu oddaje Freudowską niesamowitość, Kristevej wstręto-fascynację i – zakaz. To jest Nie-Do-Pomyślenia, czyli: trzymaj się z daleka. Nie przekraczaj tej granicy. Ta-Która-Przynosi-Dziwne-Rzeczy ma zakazy za nic.