Żaba to (czemu żaba, a nie jaskółka? – zapytałby Stefan Czarniecki) szczególnego rodzaju, ale przecież podobny spór odbywał się już w przeszłości, kiedy wydano po raz pierwszy Opętanych, powieść „dla kucharek”, sygnowaną przed wojną pseudonimem. Co prawda, teraz mamy do czynienia z tekstem jawnie nieliterackim, a nie rozmyślnie grafomańskim, ale natura kontrowersji jest analogiczna. Rewidować ustalone poglądy na temat Gombrowicza czy uznać, że nic się nie stało? Pytanie to o tyle słuszne, że powojenna twórczość pisarza zawiera natrętne odniesienia do jego biografii, więc każda notatka dotycząca jego prywatności (a zwłaszcza taka, która ujawnia fakty skrywane) ma potencjalnie duże znaczenie dla jego dzieła. Gombrowicz oczywiście swobodnie gra „Witoldem Gombrowiczem” na kartach Dziennika i powieści, ale w tej zabawie idzie mu – jak żabie u Krasickiego – o życie, zagadkę konkretnej, pojedynczej egzystencji. Tę samą, której usiłuje się przyjrzeć, notując na przestrzeni kilkunastu lat elementarne fakty własnej codzienności. W pewnym sensie Kosmos i Kronos mają te same źródła – zdumienie i przerażenie swoim życiem / losem. Użyłem tych ostatnich słów równoważnie, bo także w Kronosie, w którym króluje fizjologia i nudna buchalteria, przebija się przez gąszcz faktów, dat i cyfr obsesja jakiejś predestynacji, bycia we władaniu ukrytych ponadludzkich sił.
Zapiski przedwojenne
Oczywiście Kronos nie może być traktowany jako niepodważalne źródło, które odsłoni całą prawdę o pisarzu. Po pierwsze, dlatego że zapiski Gombrowicza rejestrują nagie fakty. Najczęściej są eliptyczne, równoważnikowe i pozbawione kontekstu, który dawałby czytelnikowi klucz do zrozumienia ich egzystencjalnej wagi. Po drugie, dopiero od 1952 r. (wtedy najprawdopodobniej Gombrowicz zaczął pisać Kronos) notatki rejestrowane są na bieżąco, co zmniejsza ryzyko pomyłek. „Tajny dziennik” trzeba więc czytać ostrożnie, konfrontując zawarte w nim informacje z tym, co już o pisarzu wiemy z jego własnych dzieł, z listów, z relacji wspomnieniowych przyjaciół i z kilku książek biograficznych. Fakt, że dopiero po 1952 r. Gombrowicz zasiada do Kronosu (przyjmijmy, że tak należy odmieniać ten wieloznaczny tytuł), każe inaczej traktować zapiski odnoszące się do przeszłości, zwłaszcza tej przedwojennej. Są one rekonstrukcją, czyli pewną interpretacją, która wydobywa przede wszystkim fakty najlepiej zapamiętane. Można by sądzić, że najwięcej mówią one o podświadomości Gombrowicza, ale czasem szczegółowość notatek wynika nie tylko z intensywności dawnych przeżyć, ale i z dostępności materiałów, które wspomagają pamięć. Drobiazgowość (jak na standardy przyjęte w Kronosie) opisu wycieczki do Słaboszewka, majątku Zdziechowskich, wynika przede wszystkim stąd, że Gombrowicz pisał o niej w przedwojennych felietonach w „Kurierze Porannym”, co pozwoliło mu dobrze ją zapamiętać. Skądinąd pobyt w Słaboszewku był dla Gombrowicza artystycznie inspirujący, bo prawdopodobnie wspomnienia z majątku Zdziechowskich przeniknęły do świata Pornografii (Amelia Zdziechowska była prawdopodobnie prototypem Amelii Paszkowskiej). Podobne są chyba powody, dla których poznajemy sporo szczegółów z podróży Gombrowicza do Rzymu, Wenecji i Wiednia (1938). Oczywiście wyprawa ta była dla niego niezwykle istotna, bo dzięki niej nabrał pewności, że totalitarne szaleństwo już niebawem rozleje się na całą Europę, ale trzeba też wziąć poprawkę na to, że w tych fragmentach Gombrowicz może podeprzeć się swoimi przedwojennymi reportażami. Co dość zdumiewające, formacyjny (czy raczej anty-formacyjny, ale w każdym razie brzemienny w dalekosiężne skutki) wyjazd do Francji w 1928 r. potraktowany jest w Kronosie zaskakująco lakonicznie.