fbpx
Marta Zdzieborska październik 2013

Dziś akurat nikt nie umarł

Od początku wojny domowej w Syrii ochronę w Polsce znalazło 24 syryjskich uchodźców. Wielu wciąż czeka na decyzję polskich władz. Każdy ma nadzieję, że kiedyś wróci do ojczyzny, i drży o bliskich, którym nie udało się uciec.

Artykuł z numeru

Jezus Żydów

Jezus Żydów

Na stole leżą hummus, jogurt z czarnuszką i oliwą, placki pita. Wokół siedzą Mohamad i Rabha z dziećmi – Liną, Aminem i najstarszą córką Lamą. W Polsce są od 4 miesięcy. Starają się podtrzymać drobne zwyczaje z Syrii. Kilka razy dziennie obowiązkowo w ruch idzie herbata z cukrem. Ta polska może nie taka – torebki zanurzone w kubkach z ciemnego szkła nijak nie przypominają aromatycznego napoju w małych przezroczystych szklaneczkach. Jednak nie to przeszkadza najbardziej rodzinie. W ośrodku dla uchodźców w Dębaku (27 km od Warszawy) są jedynymi Arabami. Wokół Czeczeni i Gruzini, ich najwięcej stara się o azyl. Rodzina Syryjczyków nie zna angielskiego. Najstarsza, dziewiętnastoletnia Lama powie hello i goodbye, Mohamadowi plącze się kilka słów po czesku z czasów, gdy pracował na budowie w Brnie. Na dokładkę dorzuci dwa zwroty po rosyjsku podłapane od Czeczenów. Do rozmów z personelem ośrodka lub lekarzem nie wystarczy. Na lekcje polskiego nie ma co iść, bo prowadzone są po rosyjsku lub angielsku. Lama zapisała się na kurs w Warszawie, tam uczą po arabsku. – Niedługo stanę się nauczycielką dla całej rodziny – mówi.

Dom

Najstarszy syn Mohamada i Rabhy ożenił się niedawno z Polką i przysłał rodzinie zaproszenie. Przyjechali wszyscy na początku 2013 r. Odwiedzili syna w Krakowie i po kilku dniach pojechali do Warszawy złożyć wniosek o status uchodźcy. Dziękują losowi, że są już bezpieczni. Rodzina pochodzi z obrzeży Damaszku, gdzie przecinały się dwie linie frontu. W ich miejscowości stacjonowały wojska opozycyjne, regularnie szturmowane przez siły Asada. Do domu Rabhyi Mohamada mogli zastukać żołnierze z jednego lub drugiego obozu – w obu przypadkach rodzinie groziła śmierć. Rabha jest izmailitką, a Mohamad sunnitą, który służył w armii syryjskiej, gdy reżim nie zwalczał tak ostro większości sunnickiej. Na osiedlu w sąsiedniej dzielnicy wybito mieszkańców całego bloku. Codziennie ktoś ginął. Rabha i Mohamad najpierw zdecydowali się na wyjazd do regionu Hama. Tam mieli czas, by na spokojnie zaplanować ucieczkę z Syrii. Pojechali taksówką do Jordanii, w drodze przydały im się legitymacje z pracy – Rabha była nauczycielką wuefu, Mohamad wciąż miał dokument z wojska. Solidne rządowe posady, które miały znaczenie już tylko na papierze.

Strach po raz pierwszy

Z Syrii udało się uciec prawie całej rodzinie Mohamada i Rabhy. Zostali tylko dalecy krewni. Jedynym zmartwieniem jest dziś dla nich to, jak sobie poradzą po otrzymaniu statusu uchodźcy. Środki z rocznego programu integracyjnego nie starczą na utrzymanie pięcioosobowej rodziny (maksymalnie 600 zł miesięcznie na głowę). – Jak tu znaleźć pracę bez dobrej znajomości polskiego? – zastanawia się przerażony Mohamad.

O dalszym losie w Polsce nie mają czasu myśleć Abu i Om Hasan. Oboje są mocno po sześćdziesiątce. Nauczycielka arabskiego i emerytowany inżynier w syryjskich siłach powietrznych. Powinni teraz wychowywać wnuki. Ich rodzina rozdarta jest między Syrią, Polską i Niemcami. Jedna wnuczka w drodze – córka Fatima mieszkająca w Berlinie jest w szóstym miesiącu ciąży. Om Hasan marzy o tym, aby pojechać do niej i jej pomóc. Dopóki nie dostanie decyzji od polskich władz, nie może jednak wyjechać z Polski. Razem z mężem na decyzję z Urzędu ds. Cudzoziemców czekają już siedem miesięcy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się