Czarne włosy, smagła cera i ostro zarysowany profil nowego gościa na tle białej ściany kapitularza żarnowieckiego klasztoru przyciągały uwagę. Przyciągała ją także aura milczenia wokół niego: nasz współbiesiadnik nie odzywał się niemal. Wśród wesołego gwaru wakacyjnych gości odbijającego echem o gotyckie sklepienie tkwił w osobnej bańce ciszy. „Tadeusz owdowiał po raz drugi – powiadomił nas mój ojciec. – Został sam z trzema synami”. Pamiętam dotąd wrażenie, jakie zrobiła na mnie ta wiadomość. Czy da się stawić czoła takiemu nieszczęściu? „Nie można budować na gruzach nadziei” – o Tadeuszu Mazowieckim To był rok 1970. W późniejszych latach widywałem coraz częściej Tadeusza Mazowieckiego, ale pamięć tego pierwszego spotkania, wspomnienie samotnego, milczącego zmagania się z czymś niewyobrażalnie trudnym, zawsze mi towarzyszyła.
Przez porażki do zwycięstwa
Powiedziano nieraz, że właśnie w obliczu nieszczęścia, w obliczu klęski czy porażki poznaje się klasę człowieka. Bowiem nie jest sztuką triumfować. Sztuką jest „być zwyciężonym – i nie ulec”. Trzeba powiedzieć, że życie – nie tylko przecież prywatne, także publiczne – nie szczędziło Tadeuszowi Mazowieckiemu momentów, które w pierwszej chwili mogły wydawać się przegraną, niczym więcej. W roku 1955 Tadeusz Mazowiecki, w proteście przeciwko rozsadzającej Kościół od środka i stalinowskiej polityce Bolesława Piaseckiego, wraz z Januszem Zabłockim i kilkoma innymi osobami odchodzi z PAX-u, w którym wcześniej szybko awansował i pełnił odpowiedzialne stanowiska. Pozostaje z niczym, z pustymi rękoma. Na krótką metę patrząc – porażka. Jednak trzy lata później Mazowiecki staje się ważną postacią nowo powstałego Klubu Inteligencji Katolickiej, założycielem i redaktorem naczelnym „Więzi”, w której promuje swoją wizję personalizmu, społecznej sprawiedliwości i odkłamuje historię najnowszą. Kolejny kryzys nadchodzi w latach 60. , kiedy wywiązuje się niezwykle ostry spór o kierunek, w jakim „Więź” ma podążać. Głównym oponentem Mazowieckiego staje się Janusz Zabłocki, jeszcze niedawno przyjaciel, pragnący zbliżyć „Więź” do partyjnej orientacji tzw. narodowej, czyli do moczarowców, późniejszych architektów marca 1968 i haniebnej nagonki antysemickiej. Tadeusz Mazowiecki wygrywa ostatecznie tę przez lata trwającą batalię – ale traci bliskiego przyjaciela i komilitona z bojów w PAX-ie.
W 1970 r., po zajściach na Wybrzeżu, nie udaje się Mazowieckiemu – wówczas zasiadającemu w pięcioosobowym kole posłów Znak – powołać komisji sejmowej, która zbadałaby te wypadki. Kliszko i Gomułka blokują tę inicjatywę, w wyniku której Mazowiecki zostaje także skreślony przez władze PRL z listy kandydatów do Sejmu na kolejną kadencję. Dekadę później wprowadzenie stanu wojennego jest dla niego klęską, podobnie jak dla całego narodu, jednak to Mazowiecki jako jeden z najważniejszych doradców Lecha Wałęsy i szef związkowego tygodnika dźwigał cięższe niż inni brzemię odpowiedzialności. Tym bardziej że to właśnie on sprzeciwiał się wówczas pozornym rozwiązaniom proponowanym przez komunistów, optując za takimi, które okazały się możliwe i jakże skuteczne dopiero po ośmiu latach, przy Okrągłym Stole.