(…) z moich własnych doświadczeń wynika, że poezja przemawia do człowieka albo od pierwszego wejrzenia, albo wcale. Błyskawiczne objawienie i równie błyskawiczna reakcja. Jak piorun. Jak zakochanie”. Jak zakochanie. Czy dzisiejsza młodzież jeszcze się zakochuje? A może to już przestarzały mechanizm, zbędny i dziwaczny, jak napęd parowy? (…) Mógł nawet nie zauważyć, że zakochiwanie się zdążyło pięć razy wyjść z mody i wrócić do łask (1). — John Maxwell Coetzee
Słabością jest bowiem, jeśli ktoś nie może spojrzeć w najsurowsze oblicze przeznaczenia epoki, w jakiej żyje (2). — Max Weber
Kiedy Edmund Burke zastanawiał się nad wpływem rewolucji francuskiej na obyczaje panujące w społeczeństwie, rozważał, jak może potoczyć się przyszłość ludzkości: „Wszystkie miłe sercu iluzje, które czyniły władzę łaskawą, a posłuszeństwo szlachetnym, które harmonizowały różne strony życia (…) mają ustąpić miejsca nowemu, zdobywczemu imperium światła i rozumu. Wszystkie wzniosłe idee (…) zadomowione w sercu, lecz aprobowane przez rozum jako niezbędne dla pokrycia defektów naszej nagiej, ułomnej duszy i nadania jej godności w naszych własnych oczach, mają zostać odrzucone jako śmieszne, absurdalne i staromodne przeżytki” (3). Burke przewidział to, co później stało się jednym z głównych źródeł zmian i niezadowolenia w czasach nowoczesności, a mianowicie fakt, że wierzenia – dotyczące transcendencji i władzy – będą podlegać ocenie Rozumu. Według Burke’a, który daleki był od negowania postępu wpisanego w kondycję ludzką, „imperium światła i rozumu” stawia nas w obliczu prawd, których nie potrafimy udźwignąć. Bo, jak twierdzi Burke, kiedy władza wygasa, nasze złudzenia również przygasają, a wspomniana nagość czyni nas niezmiernie bezbronnymi, odkrywając i ujawniając tak przed nami samymi, jak i przed innymi prawdziwą brzydotę naszego położenia. Poddanie stosunków społecznych szczegółowej analizie Rozumu może jedynie zerwać harmonijną sieć znaczeń i relacji, na których spoczywały tradycyjnie pojęte władza, posłuszeństwo i lojalność. Tylko bowiem kłamstwa i złudzenia sprawiają, że przemoc relacji społecznych jest możliwa do zniesienia. Ludzkie istnienie potrzebuje odrobiny mitu, iluzji i łgarstwa, jeśli ma być znośne. Innymi słowy, niestrudzone dążenie Rozumu do tego, żeby wyśledzić i zdemaskować błędy logiczne leżące u podstaw naszych przekonań, sprawi, że będziemy marznąć i drżeć, ponieważ tylko piękne historie – a nie prawda – potrafią nas utulić.
Poglądy Marksa, najbardziej oczywistego spadkobiercy i obrońcy oświecenia, w interesujący sposób zbiegają się z głęboko konserwatywnymi opiniami Burke’a, co widać w słynnej wypowiedzi tego pierwszego: „Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu, wszystko, co święte, ulega sprofanowaniu i ludzie muszą w końcu spojrzeć trzeźwym okiem na swoją pozycję życiową, na swoje wzajemne stosunki” (4). Marks, podobnie jak Burke, postrzega nowoczesność jako „otrzeźwienie zmysłów”, gwałtowne przebudzenie z przyjemnej, acz powodującej odrętwienie, drzemki i jako konfrontację z nagą, ogołoconą i jałową naturą relacji panujących w społeczeństwie. To otrzeźwiające przebudzenie ma sprawić, że będziemy bystrzejsi, a wymyślne i gołosłowne obietnice Kościoła i arystokracji nie zdołają nas uśpić, ale jednocześnie pozbawi nasze życie czaru, tajemnicy i doprowadzi do zatracenia poczucia sacrum. Zyskanie wiedzy przychodzi kosztem zbezczeszczania tego, co czciliśmy. Dlatego Marks, podobnie jak Burke, zdaje się myśleć, że to kulturowe fantazje – a nie prawda – wiążą nasze życie w znaczący sposób z innymi i pozwalają oddać się wyższemu dobru. Mimo że Marks ani nie odrzucił nowego „imperium światła”, ani nie tęsknił za powrotem do wymarłych rytuałów przeszłości, możemy dostrzec w nim tę samą co u Burke’a obawę o to, co może przynieść ludzkości przyszłość, w której nic nie jest święte i wszystko należy do profanum.