fbpx
Tadeusz Zatorski Luty 2014

„Wiemy zbyt wiele”. Czy teolog może nie być ateistą?

Bardziej tradycjonalistycznie nastawieni wyznawcy w karkołomnych koncepcjach teologicznych wyczuwają zapewne nie tyle powiew świeżej myśli, ile raczej desperację, zwątpienie i zagubienie konstruujących je uczonych, którzy chyba sami przestają z wolna wierzyć we własne dogmaty, ale wciąż jeszcze boją się do tego – nawet przed sobą – przyznać. Stąd wyrażane dziś dość często podejrzenie, że teologowie wcale nierzadko bywają w istocie kryptoateistami. Podejrzenie niebezzasadne.

Artykuł z numeru

Władza w Kościele

Władza w Kościele

Ponieważ przestali wierzyć, zaczęli o wierze filozofować.

Joseph von Eichendorff

„Bóg nie istnieje. Jest byciem-samym-w-sobie poza esencją i egzystencją. Dlatego dowodzenie, że Bóg istnieje, to przeczenie mu”. Tak pisał z górą pół wieku temu Paul Tillich, uważany za jednego z trzech najwybitniejszych teologów protestanckich XX w.[1]. Spór wokół pytania, czy Tillich był ateistą, nigdy nie został rozstrzygnięty. Jedni twierdzili, że był, inni, że wręcz przeciwnie. Bo przecież pojęcia „istnienia” i „bycia” są dalekie od jednoznaczności, bo być „rzeczywistym” to nie to samo co „istnieć”, bo Pseudo-Dionizy i Kierkegaard powiedzieli coś bardzo podobnego, bo czas porzucić antropomorficzne wyobrażenia o Bogu itd. Co ma jednak zrobić z tym stwierdzeniem szary chrześcijanin, oswajany od dzieciństwa z „dowodami na istnienie Boga”? Czy da się przekonać – także teologom katolickim zafascynowanym myślą Tillicha – że to, co zawsze przedstawiano mu jako kwintesencję „ateizmu”, to właśnie najdoskonalszy wyraz wiary? A zresztą: czy do takiego Boga – rzeczywistego dzięki swemu nieistnieniu, a przynajmniej „istniejącemu inaczej” – można się jeszcze pomodlić? Czy taki Bóg sprawia cuda? Czy wysyła aniołów? Czy zmienia warunki meteorologiczne na prośbę parlamentu średniej wielkości państwa europejskiego? I czy naprawdę – jak o tym niedawno przekonywał swoich parafian  wysoki rangą reprezentant zakonu w powszechnym mniemaniu gromadzącego śmietankę kościelnych intelektualistów – przywiązuje tak wielką wagę do kruszcu, z którego wykonano korony na jego obrazach?

Zupa żółwiowa bez żółwia

Pytanie, czy teologowie wierzą w Boga, nie jest nowe. Nawet jeśli – dla zachowania klarowności obrazu – pominiemy tu przypadki sytuujące się niebezpiecznie blisko pewnej emocjonalnej patologii, jak Jean Meslier, który nie tylko zwątpił w dogmaty swej wiary, ale i wystąpił z pomysłem, by arystokratów powywieszać na kiszkach wyprutych księżom, to i tak już w XVIII i XIX w., zetkniemy się z całą plejadą teologów i biblistów coraz bardziej sceptycznych wobec tradycyjnych pojęć i wyobrażeń własnej religii. W sławnym eseju o dziejach filozofii i religii w Niemczech Heine pokpiwa sobie z Herdera, który jako superintendent weimarski musiał ku swojej rozpaczy egzaminować młodych kaznodziejów: „Nie ośmielał się on już stawiać na owym egzaminie żadnych pytań dotyczących Chrystusa, Syna, i w zupełności był zadowolony, jeśli kandydaci wykazywali gotowość do przyjęcia za prawdziwe istnienie Ojca”[2]. Może jest w tym trochę szyderczego przerysowania – tak typowego dla Heinego – ale chyba niezbyt wiele, bo w końcu i samego Herdera posądzano niekiedy, zapewne nie całkiem bezzasadnie, o ateizm[3].

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się