Co kijowski Majdan powiedział nam o Ukraińcach?
Majdan potwierdził, że jesteśmy podzieleni. Ale pokazał również, że podobnie jak w poprzednich latach, podział ten – choć głęboki – nie jest dramatyczny. Ukrainie nie grozi rozpad. O rozpadzie Ukrainy najczęściej mówi się na Kremlu. Dlatego też odnoszę wrażenie, że promocja tej tezy jest częścią moskiewskiej propagandy. Co charakterystyczne, o rozpadzie Ukrainy – po wydarzeniach z grudnia 2013 r. – usłyszeliśmy z ust rosyjskiego premiera Dmitrija Miedwiediewa. I jest to scenariusz, który w czasach pomarańczowej rewolucji starał się nam wmówić ówczesny szef kancelarii prezydenta Leonida Kuczmy, Wiktor Medwedczuk – dziś pracuje on na korzyść Putina i nawet tego nie ukrywa. A przecież przez ostatnie 20 lat Ukraina się nie rozpadła, a to znaczy, że owszem, zagrożenie istnieje, ale pytanie o rozpad jest może i ciekawe, ale niezbyt aktualne.
Majdan to zupełnie inna Ukraina od tej, którą często sobie wyobrażamy. To Ukraina, której tożsamość zależy nie tyle od języka czy kultury, ile od tradycji politycznych i wartości odmiennych niż te dominujące w Rosji. Może dlatego Ukraina staje się tak atrakcyjna dla przyjezdnych z innych krajów byłego ZSRR, także z Rosji. Spójrzcie, kim byli inicjatorzy pierwszego Majdanu, z listopada: Rosjanin Jegor Sobolew, Pasztun Mustafa Najem, Witalij Portnikow, który nie ukrywa, że jest Żydem. Przy czym teza o politycznych, a nie etnicznych podstawach tożsamości ukraińskiej nie jest nowa – prezentowali ją już w XIX w. ukraińscy historycy o liberalnej orientacji. Tylko że Majdan jeszcze raz ją udowodnił.
Majdan udowodnił też ukraińskim politykom, że Ukraińcami nie da się manipulować. Żadna partia polityczna, żaden polityk nie jest w stanie robić tego bezkarnie. Manipulować próbował Wiktor Janukowycz, ale mu się to nie udało.
Majdan wpisuje się wreszcie w pewną ukraińską tradycję, wyjątkową w całej przestrzeni poradzieckiej, nie licząc krajów bałtyckich i do pewnego stopnia Mołdawii. Na Ukrainie było kilka kryzysów: w 1991, 1993–1994, potem w 2004 i ten trwający obecnie. Wszystkie one kończyły się rozmowami przy okrągłym stole i pokojową zmianą władzy. Każda odbywała się bez przemocy i to nas odróżnia od Rosji czy Gruzji, gdzie kryzys lat 90. przerodził się w wojnę. Janukowycz jest tym, który z tą tradycją zrywa. Po dojściu do władzy wsadził liderów opozycji do więzienia, zaczął ograniczać swobody polityczne i obywatelskie. I to się Ukraińcom nie spodobało.
I ostatecznie wyszli na ulice. Kto zaczął tę rewolucję?
Rewolucje najczęściej mają wielu ojców. Trudno określić, kto ją rozpoczął. Sercem tej rewolucji jest Kijów: młodzi ludzie, studenci. Choć trzeba pamiętać, że tak naprawdę w Kijowie jest kilka Majdanów. Inny Majdan stoi nocą – wśród nich jest więcej sympatyków partii Swoboda niż w tym „pierwszym” Majdanie, szczególnie kiedy dochodzi do starć z Berkutem. Inny przychodzi w ciągu dnia. A jeszcze inny zbiera się na niedzielne manifestacje. Jednak dominują mieszkańcy Kijowa. To miasto straszliwie ucierpiało podczas wojny i dzisiejszy kijowianie pochodzą w większości z terenów wiejskich, które były bardzo ukraińskie. To pierwsze bądź drugie pokolenie tych, którzy wyemigrowali ze wsi. Chociaż większość z nich zdążyła zasymilować się językowo, to mają oni silną ukraińską tożsamość.