Jak się Księdzu podoba papież Franciszek?
Błogosławiony człowiek. Akurat na ten czas, jaki jest teraz. Jeżeli coś jest potrzebne dzisiaj Kościołowi, to odwaga uczenia się, uczenia się od wielu środowisk i ludzi. Między Franciszkiem a Benedyktem widoczny jest kontrast: pierwszy jest duszpasterzem, drugi – uczonym. Benedykt był naukowcem, w wywiadach solidnie argumentował, publicznie dialogował z wielkimi filozofami, np. z Jürgenem Habermasem. Franciszek podjął dialog z założycielem „La Repubblica”, lewicowym dziennikarzem Eugenio Scalfarim. Papież Franciszek mówi językiem prostym. Język Benedykta nie był tak przystępny. Myślę, że w tej zmianie jest jakiś palec Boży: oto bowiem dokonał się przełom w pojmowaniu papiestwa, pewnego rodzaju demistyfikacja. Benedykt miał odwagę zrobić to, czego nie uczynił Jan Paweł II, który nie chciał zstąpić ze swojego krzyża. Benedykt, widząc skandale w Kościele, zrozumiał, że trzeba człowieka o świeżym spojrzeniu, silnego duchem, który będzie umiał znaleźć nowe drogi i sposoby działania, będzie wychodził tam, gdzie dotychczas jako Kościół nie wychodziliśmy. Nie trzeba się bać poruszenia i zmiany w Kościele. To nie jest rzeczywistość immobilna i nieskłonna do poszukiwania. Novum w Kościele może być błogosławieństwem.
„Wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody, przywiązania do własnego bezpieczeństwa” – to słowa papieża Franciszka.
Tak, on mówi językiem obrazowym, skrzydlatym, zapadającym w pamięć. Wskazują na to choćby dwa wybrane numery – szósty i dziesiąty – z adhortacji Evangelii gaudium. „Są chrześcijanie, którzy wydają się przyjmować klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy” (w poprawionym, oficjalnym przekładzie opublikowanym w Watykanie: „Istnieją chrześcijanie, którzy zdają się żyć Wielkim Postem bez Wielkanocy”). W języku angielskim przełożono to zdanie tak: „Są chrześcijanie, których życie jawi się jak Wielki Post bez Wielkanocy”. I numer 10: „Ewangelizator nie powinien mieć cały czas grobowej miny” (w wersji poprawionej zmieniono „cały czas” na „nieustannie”). Wersja angielska: „Ewangelizator nie powinien nigdy wyglądać na kogoś, kto dopiero co wrócił z pogrzebu”. Ten Franciszkowy język bardzo mi odpowiada, on trafia do ludzi.
Z Evangelii gaudium właściwie przeziera cały jego program. Znajdziemy tam mnóstwo ważnych refleksji nad ekumenizmem i dialogiem z innymi religiami, nauką społeczną, nauczaniem moralnym i wychowaniem chrześcijańskim, a także praktyczne pouczenia dla duchownych, jak głosić homilie.
Gdy czytaliśmy tę adhortację, ogromne wrażenie zrobiły na nas liczne cytaty z listów biskupów z całego świata… Wyraźny znak jakiejś decentralizacji.
Najwięcej jest odwołań do Ewangelii. Był czas, że chrześcijaństwo bardzo chciało naśladować Chrystusa cierpiącego. Franciszek woła: „Nie uciekajmy od Zmartwychwstania!”. Jak uciekniemy, to zostanie nam cierpiętnictwo. A tego trzeba się bać, ponieważ wówczas pojawi się ponuractwo, mina pogrzebowa, brak nadziei. Gdy w naszym myśleniu pójdziemy jedynie za św. Faustyną, to cofniemy się do Augustyna, który uczył, że większość ludzkości zostanie potępiona (massa damnata). Nawiasem mówiąc, augustynikiem jest Benedykt XVI, w encyklice Spe salvi ten papież napisał: „Mogą być ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa (…). Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo piekło”. W polskim przekładzie encykliki zamiast „Mogą być ludzie” (Es kann Menschen geben…) sens wyostrzono: „Są ludzie…”.