fbpx
Sławomir Buryła Marzec 2014

Zemsta i ludobójstwo

Ciekawa i ważna książka Nijakowskiego przynosi nowatorskie spojrzenia na centralną dla całego wywodu kategorię zemsty interpretowaną w kontekście masowych mordów. Trzeba zgodzić się z badaczem, że w zbrodni na masową skalę zadziwiająco często kluczową rolę odgrywało pragnienie odpłaty, wyrównania rachunków – faktycznych bądź urojonych krzywd.

Artykuł z numeru

Człowiek jaki to rodzaj?

Człowiek jaki to rodzaj?

W rodzimej literaturze przedmiotu Rozkosz zemsty Lecha Nijakowskiego jest obecnie bodaj najważniejszym syntetycznym opracowaniem dotyczącym ludobójstwa. Rzetelność badawcza i oczytanie autora sąsiadują tu z dociekliwością i dbałością o jasność wywodu. Godna pochwały jest też troska Nijakowskiego o stałe doprecyzowywanie kategorii analitycznych – trudnych do zdefiniowania, często rozmytych, labilnych, a przede wszystkim obciążonych ideologicznie. Ludobójstwo należy bowiem do tych pojęć, które szybko przejął dyskurs polityczny, czyniąc je argumentem w toczonych sporach historycznych.

Weryfikowalna wiedza

Rozkosz zemsty sytuuje się w przestrzeni między genocide studies a socjologią historyczną, sięgając do psychologii (ostatnio coraz częściej jest nią psychologia społeczna), etnografii, kulturoznawstwa, prawoznawstwaczy politologii. Chciałoby się w tym miejscu przywołać jeszcze jedno istotne dopełnienie, jakie do refleksji nad genocydem wnosi proza Tadeusza Borowskiego, Primo Leviego czy Aleksandra Sołżenicyna. Nie dość powtarzać, że XX-wieczne rozpoznania i diagnozy literackie wyprzedzały niekiedy analizy naukowe. Rozumiem jednak stanowisko warszawskiego socjologa, który stara się bazować na gruncie wiedzy weryfikowalnej empirycznie i historycznie, w mniejszym stopniu zagłębiając się w prawdy pochodzące z obszaru sztuki. Zapewne z tych samych powodów rezygnuje on z bliższego przyglądania się i analizowania reakcji psychologicznych oprawców, ofiar i świadków. To zresztą dziedzina doświadczeń wymykająca się metodom socjologicznym.

W przeciwieństwie do wydanego niemal w tym samym czasie polskiego tłumaczenia książki Daniela Goldhagena Wiek ludobójstwa, Nijakowski unika choćby znamion emocjonalnego wywodu. To odmienna poetyka mówienia i dowodzenia niż u Goldhagena. Jej twórca stara się raczej niuansować, ważyć racje, formułować propozycje odczytań i zapraszać do wymiany myśli, niż próbować za wszelką cenę przekonać czytelnika do swoich tez, jak to niekiedy czyni amerykański autor Gorliwych katów Hitlera. Wydaje się, że u Goldhagena często dochodzi do głosu potoczne rozumienie ludobójstwa definiowanego poprzez liczbę ofiar, odrażający wymiar dokonanych zbrodni, wyjątkowe okrucieństwo prześladowców i bezbronność prześladowanych. Tymczasem Nijakowski skrupulatnie rozróżnia pojęcia masakry, pogromu, czystki etnicznej, a w obrębie samego ludobójstwa wydziela ludobójstwo częściowe i totalne. Aby można było mówić o tym ostatnim, spełnione muszą zostać ściśle określone warunki (chęć wymordowania całej społeczności niezależnie od wieku i płci, uniemożliwienie ucieczki, lekceważenie indywidualnych zasług ofiar dla zbiorowości sprawców). Stąd też mord ludności polskiej na Wołyniu i Podolu nie ma cech ludobójstwa. W jego definiowaniu nie chodzi bowiem o rozmiar zbrodni, liczbę ofiar, ale o intencję sprawcy. Rozstrzygający jest zamiar zgładzenia całej grupy klasowej czy etnicznej oraz stworzenia warunków niezbędnych do przeprowadzenia tego zamysłu. Istnieją też przypadki graniczne, rodzące spory wśród znawców zagadnienia. Należy do nich głód na Ukrainie w latach 30. Goldhagen postrzega go jako przykład ludobójstwa. Nijakowski – uznając szczególny charakter wydarzeń z początku lat 30. na Ukrainie – nazwa je quasi-ludobójstwem, twierdząc, że za głód na Ukrainie odpowiada niemal w równym stopniu nieurodzaj i błędy w zarządzaniu gospodarką. Nie jest on efektem świadomej polityki władz na Kremlu mającej doprowadzić do zagłady kilku milionów istnień ludzkich.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się