To pragnienie nie opuszcza: życie wewnętrznie uporządkowane, podporządkowane zewnę trznej regule, pogodzone. Określone godziny snu, pory pracy i modlitwy, niczego, co zbędne. Wyznaczony czas studiowania i nałożony czas milczenia. Dni i noce zamykające się w uścisku sensu, który rzuca oskarżycielskie spojrzenie w moją stronę. Jak wygląda moje życie widziane zza muru klasztoru? Zakonnicy, opisując je, mówią o pośpiechu, nieustannym biegu w pogoni za czymś. Za czym – do końca nie wiedzą, a i mnie cel wydaje się coraz mniej widoczny. Czy mają prawo ci żyjący po drugiej stronie klasztornego muru wypowiadać się o wyścigu szczurów, w którym również ja, chętnie czy niechętnie, biorę udział?
Też chcę zrozumieć. Co się stało, że nie potrafię zatrzymać się już w swoim życiu? Gdzie jest źródło utraty panowania nad własnym życiem, dlaczego wymyka mi się ono z rąk? Gdy pojawiają się takie pytania, przyłapuję się na tym, że spoglądam w stronę klasztoru. Jakbym szukał wyjaśnienia lub akceptacji. W dawnych czasach ludzie świeccy przychodzili do klasztorów, radząc się zakonników w sprawach swojego życia. Mnisi zazwyczaj odpowiadali, mur nie był głuchy.
Jeśli czegoś zazdroszczę żyjącym po tamtej stronie muru, jest to reguła życia. Albo raczej: Reguła – ta jedna, jedyna, nigdy nieporzucona. Rozstrzygająca wszelkie wątpliwości, autorytarnie wręcz i bezpardonowo porządkująca życie. Spośród wielu – ona jedna. Nadająca imię (bracia mniejsi, trzewiczkowi) oraz tożsamość (benedyktyni, dominikanie). I zazdrosna ponad miarę, gdyż brak wierności oznacza utratę tożsamości. Jednak pisząc o Regule, łatwo ulec mitologizacji. Reguła to zapis prawny, dokument regulujący życie ascetyczne i organizacyjne zgromadzenia, stąd niewiele tu z tego, czego szukam: odpowiedzi. Podane są godziny modlitwy, dokładna liczba psalmów, ale próżno tu szukać odpowiedzi na pytanie, jak się modlić. Jest za to odpowiedź na pytania, jak żyć, ale w formie jedynie organizacyjnej: pobudka, praca, modlitwa, posiłek, praca, czytanie etc. Gdzieś pomiędzy tymi godzinami, tak podaje mądrość, jak kot przeciąga się świętość. Albo przynajmniej pewniejsza droga do niej.
Szukając odpowiedzi w regule, należy pamiętać, że powstała ona z ułomności człowieka. Powiedzmy to wprost: reguła to porażka, zapis nieudolności, bowiem jedyną Regułą jest dla wierzącego Pismo. Stąd Reguła ma rangę upokarzającej ściągi, pisemnej kapitulacji wobec Ducha. Tak, łatwo ulec mitologizacji. W spokojnym czytaniu szybko okaże się, że normy życia mnichów niestrudzenie balansują pomiędzy Regułą a regułą, mieniąc się raz Jedyną Drogą, a innym razem pobożnym, czy miejscami wręcz nieludzkim, zapisem. Reguła – ta pisana małą i ta pisana wielką literą – jedynie w cierpliwym odczytaniu odkrywa swoje skarby. Zdaje się, że idealizujące spojrzenie na reguły posiada jedynie zakon romantycznych niemnichów, którego i ja jestem dumnym wyznawcą, podczas gdy prawdziwi mnisi traktują swoje reguły z dużą dozą dystansu. Słowem: nie ma Reguły, jest tylko reguła?