Jest Pan prawnikiem, aktywistą pozarządowym i pisarzem. Zarówno Pana działalność zawodowa, jak i twórczość pozwalają głębiej wniknąć w złożoną sytuację konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Unikalność Pana perspektywy polega m.in. na umiejętności wyodrębniania uniwersalnych ludzkich dążeń i przeżyć z głęboko upolitycznionych sytuacji. Czy istnieje dla Pana jasna granica między publicznym a prywatnym, uniwersalnym a jednostkowym?
Spośród wszystkich zajęć, w które się angażowałem, za najważniejsze zawsze uznawałem pisarstwo. Kiedy byłem młodszy, wierzyłem, że mogę rozciągnąć czas tak, by starczyło go na bycie pełnoetatowym prawnikiem, działaczem na rzecz praw człowieka i pisarzem. Dzisiaj zweryfikowałem już swoje ambicje i spędzam więcej czasu, pisząc, niż oddając się pozostałym dwóm aktywnościom. Moje doświadczenie prawnicze oraz zaangażowanie w obronę praw człowieka z pewnością pomogły mi lepiej zrozumieć warunki, w których żyję, i wzbogacić perspektywę. Już od ponad 40 lat prowadzę dziennik. Przy okazji pisania niemal każdej z moich książek wracałem do tych zapisków i korzystałem z nich.
Pozostaję pod wrażeniem stwierdzenia Jamesa Joyce’a, który powiedział kiedyś, że uczyni sztukę z samego życia. Takie stanowisko od dawna stanowi dla mnie wzorzec. Jedynie poprzez taką uniwersalizację, którą można osiągnąć, koncentrując się na autentycznych przeżyciach, emocjach i odczuciach zwykłych ludzi w trudnych sytuacjach, pisarz może dotrzeć do szerszej publiczności, która znajduje się w innej sytuacji niż jego własna. Dokładnie to starałem się osiągnąć w mojej ostatniej, opublikowanej właśnie po polsku książce Dziennik czasu okupacji.
Jednym z motywów Pana pisarstwa – a więc także istotnym zagadnieniem Pańskiej codzienności – jest wolność: pisze Pan m.in. o możliwości swobodnego spacerowania po wzgórzach otaczających rodzinne miasto, wolności myśli czy uwolnieniu od społecznych ograniczeń, z którymi stykał się Pan we własnej społeczności. Co łączy te różne rodzaje wolności i dlaczego jest ona ważna?
Osobliwą cechą wolności jest to, że znacznie bardziej odczuwamy jej brak – wolności, która została nam dana, na ogół nie dostrzegamy. Dopiero kiedy się jej nas pozbawi, stajemy się świadomi tego, jak jest ważna. Tak samo jest ze złamaniem nogi czy ręki.
Przez lata wędrowałem swobodnie po wzgórzach Palestyny. Nie przychodziło mi do głowy, że pewnego dnia stanie się to problematyczne, ryzykowne i w wielu miejscach także zabronione z powodu powstawania na tych wzgórzach żydowskich osiedli. Moja książka When the Bulbul Stopped Singing. Life in Ramallah under Siege, oparta na pamiętnikach z roku 2002, prowadzonych podczas inwazji izraelskiej armii w Ramallah1, gdzie mieszkam, została zaadaptowana na scenę i wystawiona w teatrze w Edynburgu. Po przedstawieniu spotkałem zapłakaną kobietę. Kiedy spytałem, co ją tak poruszyło, odpowiedziała, że wizja niemożności swobodnego spacerowania była dla niej niewyobrażalna. „Kiedy czuję, że mam kłopot albo jestem smutna – powiedziała – idę na wzgórza i tam wędruję, aż poczuję się lepiej. Myśl, że mogłabym być pozbawiona tej swobody, napawa mnie ogromnym smutkiem”.