Publikacji Notatek osobistych Jana Pawła II „Jestem bardzo w rękach Bożych” towarzyszyła atmosfera skandalu. Doskonale pamiętano bowiem papieski testament, którego autor pod datą 6 marca 1979 r. uczynił zapis: „Notatki osobiste [podkreśl. moje – J.P.] spalić”. W tym kontekście wydanie książki tak właśnie zatytułowanej musiało wywołać wrażenie przeciwstawienia się woli zmarłego przyjaciela. I rozbudzić emocje, uruchomić spiralę podejrzeń co do intencji wykonawcy testamentu…
Sam kard. Stanisław Dziwisz nie ma wątpliwości, że decyzja, jaką podjął, jest słuszna. „Nie spaliłem notatek Jana Pawła II – mówi – gdyż są one kluczem do zrozumienia jego duchowości, czyli tego, co najbardziej wewnętrzne w człowieku: jego relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie. [Notatki] Odsłaniają jakby drugą stronę osoby (…). Nie miałem odwagi, by spalić te kartki i zeszyty notatek osobistych, jakie zostawił po sobie, ponieważ zawierają one ważne informacje o jego życiu”. Przyjmuję te słowa z szacunkiem, wszak wypowiada je świadek życia i świętości Karola Wojtyły, nie ukrywam jednak, że mam z nimi pewien kłopot. Bo choć jest dla mnie rzeczą oczywistą, że zapiski stanowią bezcenne źródło poznania duchowości Jana Pawła II, to jednak – po ich lekturze – wiem, że dla większości z nas pozostanie to źródło zapieczętowane i niedostępne.
Na zawartość książki „Jestem bardzo w rękach Bożych” składają się zapiski poczynione przez Wojtyłę na marginesie rekolekcji odprawianych przezeń w latach 1962–2003. Warto pamiętać, że autor pisał je wyłącznie dla siebie – używał zatem skrótów (również myślowych), pomijał nazwiska, unikał konkretów, nie troszczył się o formę, bywał nieraz niezwykle lakoniczny. Aby owe notatki – często urwane, pełne luźnych myśli i skojarzeń – zrozumieć, należy znać kontekst, wiedzieć, czym w danym momencie żył i przejmował się ten, kto je sporządził. Może zatem ta książka powinna ukazać się raczej jako niskonakładowa publikacja naukowa, opatrzona przypisami – i od początku przeznaczona dla nielicznych a kompetentnych badaczy tego typu literatury? Na przykład dla teologów duchowości i pisarzy, którzy umieliby z zapisków Papieża skorzystać i je dla nas „przetłumaczyć”.
Poniżej jeden tylko przykład, pokazujący, jak ważną rolę mogłyby w tej publikacji (i jej zrozumieniu) odegrać przypisy. Otóż jesienią 1962 roku r. Karol Wojtyła pisał: „Muszę stale czuwać nad tym, abym dobrego pasterza dla stolicy św. Stanisława chciał przede wszystkim i zasadniczo, nie dopuszczając żadnych »mea«”. Warto w tym kontekście pamiętać, iż od czerwca 1962 do końca roku 1963 diecezja krakowska pozostawała bez ordynariusza, zaś autor notatek musiał liczyć się z tym, że jest jednym z kandydatów na to stanowisko. A to rzuca nowe światło na powyższy zapis. I dalej (w sierpniu 1963): „»Episcopatum desiderare« [»Pragnąć biskupstwa«] – ale to nie może być »propter se« [»dla siebie«]. Wiele rzeczy musi się jeszcze »przepalić« i dojrzeć. Opatrzność jest słodka”. Kto nie ma tej wiedzy i takiego rozeznania w biografii Papieża oraz we współczesnej historii Kościoła, czytając tę książkę, będzie musiał zadowolić się wyłuskiwaniem z niej złotych myśli (takich jak ta o Opatrzności). To oczywiście może mieć sens, uprzedzam jednak, że – ze względu na charakter zapisków − jest to zajęcie dość żmudne. Przede wszystkim jednak nie prowadzi ono do pogłębionego rozumienia duchowości Papieża.