Próbując rozwikłać zagadkę popularności powieści kryminalnej, postanowiliśmy przeprowadzić śledztwo wśród jej Czytelników. Każdemu z Autorów zadaliśmy dwa z pozoru proste pytania:
1. Dlaczego czyta Pan/Pani powieści kryminalne?
2. Czy twórczość któregoś z autorów kryminalnych intryg szczególnie Pana/Panią fascynuje/fascynowała?
.
Rezultaty dochodzenia zamieszczamy poniżej
.
Zbigniew Mikołejko
Powieści kryminalne czytam od dziecka. I obok powieści historycznej oraz relacji podróżniczych były one pierwszym chyba etapem inicjacji w literaturę, a może i w ogóle w kulturę. Tak się przy tym złożyło, że mogłem przejść stopniowo w swoich lekturach, dorastając, a potem stając się dojrzałym człowiekiem, drogę ewolucji gatunku – od jego klasyki, od Poego, Wilkiego Collinsa i Conan Doyle’a, od Gastona Leroux i Maurice’a Leblanca, poprzez Chandlera, Hammetta, Agathę Christie, Biggersa oraz Dorothy Sayers, do utworów obecnie ważnych czy też przynajmniej modnych. Ale również – mając za sobą tysiące kryminałów – uważam, że tak naprawdę wszystko tutaj, nawet rzeczy genialne (Leroux, Chandler, Hammett czy Christie), to w istocie jeden wielki przypis do opowieści o Sherlocku. Oczywiście mnóstwo jest dla mnie ważnych nowych autorów – takich, których czytam, jak to się powiada, „z wypiekami”. Myślę choćby o weneckich powieściach Donny Leon, o „czterech porach roku” Kubańczyka Leonarda Padury, o „hotelowej trylogii” Marthy Grimes. Zachłannie czytam ponadto wszystko, odkąd trafiłem na Kolekcjonera kości, co napisze Jeffery Deaver – to największy chyba dzisiaj mistrz suspensu i niebywałych zwrotów akcji, przy czym łączy się to z ogromną wiedzą kryminalistyczną i z innych dziedzin. Ze starannym researchem, który w polskich powieściach kryminalnych jest zazwyczaj bardzo niechlujny. Oczekuję bowiem, oprócz rzeczy związanych z zagadką, tajemnicą, pościgiem, aby powieść kryminalna była zawsze poważną powieścią wiedzy. I w istocie mam ją za odpowiednik dawnego Bildungsroman, podobnie zresztą jak za odpowiednik dawnej powieści realistycznej. W jakiejś też mierze w świecie, w którym mamy do czynienia z „metafizyką słabą” albo nawet „śmiercią metafizyki”, to chyba już jedyny rodzaj literatury popularnej, który bierze na poważnie nasze metafizyczne głody. I – chcąc nie chcąc – oscyluje wokół idei czy tematów, które traktujemy potocznie z cynicznym albo przynajmniej wstydliwym dystansem: Dobra, Prawdy, Sprawiedliwości – i oczywiście Zła. Dlatego nie znoszę kryminałów, które umykają w stronę pastiszu, zabawy konwencją, formalistycznych gier literackich, ironicznego grymasu. Jest oczywiście ironiczny wyjątek: to arcydzieło polskiego kryminału, bodaj jedyne, czyli Szatan z siódmej klasy Makuszyńskiego (znakomite są jednak i młodzieżowe powieści Niziurskiego z motywem kryminalnym).