Tomasz Mann nazywał jego wiersze „klejnotami liryki niemieckiej”, Heine – jak to Heine: nie bez odrobiny ironii – podziwiał zawartą w nich „świeżość lasu” i „krystaliczną prawdę”, a Otto von Leixner, autor popularnej na przełomie XIX i XX w. historii literatury niemieckiej, uznał je za „punkt szczytowy romantyzmu”. Joseph von Eichendorff to z pewnością autor wart uwagi i pamięci. Dobrze się więc stało, że polski czytelnik otrzymuje do rąk jeszcze jeden wybór jego poezji, tym razem w przekładzie Marty Klubowicz. Eichendorff przyszedł na świat w 1788 r. w Łubowicach pod Raciborzem (wówczas miejscowość ta nazywała się Lubowitz), a zmarł w 1857 r. w Nysie. Większość życia spędził co prawda gdzie indziej – w Halle, Heidelbergu, Wiedniu, Berlinie, Gdańsku i Królewcu – ale szczęśliwe dzieciństwo na zamku w Łubowicach zawsze wydawało mu się swoistym „rajem utraconym”, utraconym zresztą w dosłownym znaczeniu, bo ojciec poety Adolf Theodor von Eichendorff w następstwie ryzykownych i nierozważnych spekulacji postradał większość posiadanego majątku, co sprawiło, że jego synowie musieli szukać zatrudnienia w rozmaitych urzędach. Josephowi sławę przyniosły wiersze, melodyjne i rytmiczne, opiewające piękno krajobrazów i uroki pieszych wędrówek – chętnie komponowano do nich muzykę, dzięki czemu spora ich część na trwałe weszła do „skarbnicy pieśni młodzieży i ludu” (Tomasz Mann). Pisarzem znanym i uznanym uczyniła go jednak przede wszystkim nowela Z życia nicponia, los „szczęśliwego wędrowca”, dla którego całe życie jest „wieczną niedzielą”, przeciwstawiająca się żywotowi „niemrawych, co po domach leżą”, nieświadomi nawet nędzy swego „biednie upływającego życia”, jak pisał w jednym z najsłynniejszych swych wierszy, zatytułowanym Szczęśliwy wędrowiec, otwierającym opowiadanie, a zamieszczonym również w zbiorku Klubowicz. Nota bene sam Eichendorff, przykładny urzędnik i odpowiedzialny ojciec rodziny, bliższy był raczej tym drugim: mieszkał w różnych miejscach, ale prowadził tam żywot dość monotonny – Z życia nicponia to raczej wyraz niespełnionych pragnień niż zapis osobistych doświadczeń.
Poeta filozofujący
Przekład prostych z pozoru wierszy Eichendorffa nie jest wcale zadaniem łatwym, a tłumaczenie go po Kazimierze Iłłakowiczównie i Jacku St. Burasie to także akt sporej odwagi. Klubowicz to jednak tłumaczka szczególna: jest zarazem sama poetką – wydała kilka tomików wierszy – oraz aktorką. Jej przekład istotnie jest bardzo poetycki, co sprawia, że stara się „ocalić w tłumaczeniu” raczej ducha niż literę tej poezji – w jakimś sensie realizując w ten sposób postulat innego niemieckiego romantyka, Novalisa, by tłumacz był „poetą poety”– a ponieważ tłumaczka często sama recytuje swoje przekłady, dba o zachowanie jej specyficznych melodyki i rytmu, co doceni nie tylko jej czytelnik, ale i słuchacz.