Przed laty jeden z francuskich korespondentów prasy katolickiej napisał, że czas pierwszej Solidarności, słynne szesnaście miesięcy, był czymś analogicznym do przemienienia Chrystusa na górze Tabor. Chrystus objawił zdumionym oczom Europy to, co w nich najlepsze, potencjał i siłę tkwiącą w dobru, zdolnym zwyciężać zło bez przemocy. Nie sądzę, by ten dziennikarz znał idee i teksty polskiego mesjanizmu. Wpisał się jednak w mesjanistyczny paradygmat, bowiem podobnie jak wielu innym obserwatorom, rewolucja Solidarności wydawała mu się czymś tak niezwykłym, że nie znajdował dla niej języka opisu w konwencjonalnych formułach publicystycznych, socjologicznych czy politologicznych, i uderzył w najwyższe tony.
Statek w doku
Przemienienie wszelako trwało tylko przez chwilę, pozostawiło uczniów pogrążonych w tęsknocie („Panie, dobrze nam tu być”) i pragnących wznieść namiot, czyli zbudować świątynię dla Chrystusa, Eliasza i Mojżesza.
Pierwsza Solidarność także trwała krótko. Po mrocznym okresie stanu wojennego, istnienia w podziemiu, wydała niezwykły owoc, jakim były ustalenia Okrągłego Stołu i ostatecznie wolna III Rzeczpospolita. A jednak długo nie mogła doczekać się swojej „świątyni” – miejsca, które upamiętnia wydarzenie założycielskie i jest źródłem nieustającego promieniowania siły oraz inspiracji, zawartych w tym wydarzeniu. Ale stało się: 30 i 31 sierpnia 2014 r. odbyła się uroczystość otwarcia Europejskiego Centrum Solidarności tam, gdzie wszystko się zaczęło, w Gdańsku, na terenie stoczni.
Pomnikowi stoczniowców poległych w 1970 r. przybyło niezwykłe tło: ogromna bryła rdzawej blachy, niczym kadłub oczekującego na remont statku, przepruta szczelinami okien – każe myśleć o rzeczy wielkiej, ciężkiej, stalowej i niezniszczalnej, a zarazem o czymś, co wkrótce wyruszy w dalszą drogę. O czymś, co jak statek oczekujący w doku remontowym jest jeszcze nieskończone, nad czym wciąż trzeba pracować. Czyste, nietknięte rdzą sylwetki trzech krzyży na pierwszym planie, a w głębi rdzawokrwawa blacha ścian gmachu niosą mocne przesłanie. Monumentalizm, prostota i symbolika tej budowli, dzieła gdańskich architektów z firmy Fort, którzy wygrali międzynarodowy konkurs w 2007 r., robią wielkie wrażenie, wzmocnione przez wielopoziomowe kaskady i fontanny otaczające elewację. Wnętrze otwiera się na ogromny hol, ogród zimowy, pełen zieleni i światła, w mocnym kontraście z surową bryłą i materią fasad. Na parterze znajduje się ponadto wspaniale wyposażone audytorium będące zarazem salą kinową i inne, mniejsze sale konferencyjne i wystawowe, jeszcze nie do końca zagospodarowane. Jednak sercem Centrum jest wystawa stała opowiadająca dzieje Solidarności od jej preambuły w postaci polskich zrywów wolnościowych do Okrągłego Stołu, wyborów z czerwca 1989 r. i powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Na tej nowoczesnej ekspozycji znajdują się liczne autentyczne przedmioty – jak wózek elektryczny, z którego przemawiał Wałęsa, suwnica obsługiwana przez Annę Walentynowicz, gabinet Jacka Kuronia czy wyłamane przez czołgi bramy jednej z kopalń, a obok tego liczne zdjęcia, ikony symbolizujące w plastycznym skrócie kluczowe wydarzenia i multimedia, pozwalające poszerzać i pogłębiać zakres informacji niemal w nieskończoność. Interaktywne elementy wystawy nie ograniczają się do multimediów: na jednej ze ścian znajduje się ogromny napis „Solidarność” złożony z setek małych czerwonych i białych karteczek, które można zdejmować po to, by na nich zapisać swoje przesłanie, wrażenia z wystawy czy jakąś inspirację, jaką ona przyniosła. Jestem przekonany, że ta wystawa długo będzie kształtować wyobrażenia Polaków, zwłaszcza młodszych pokoleń, do których przede wszystkim jest adresowana, o najnowszej historii Polski – i będzie to robić skutecznie, dzięki przemyślanemu układowi, jakości wyrazu plastycznego i sile przekonywania zawartej w autentycznych obiektach.