Liberałowie nie zwalczają ani ateizmu, ani religii, przyznając każdemu prawo do posiadania i głoszenia własnych metafizycznych przekonań. (…) Niezależnie od różnic w przekonaniach między poszczególnymi liberałami, ich doktryna posiada głęboko religijne podstawy. Ich indywidualizm umożliwia chrześcijański czyn społeczny, krytycyzm pomaga w szukaniu prawdy, a świadomość wolności obciąża niezbędnym dla wiary brzemieniem odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi”1 – tak pisał w roku 1979 zmarły przed 25 laty Mirosław Dzielski, najoryginalniejszy spośród teoretyków i praktyków liberalizmu działających w Polsce przed przełomem 1989 r. Jerzy Szacki dobitnie stwierdza, że myśl Dzielskiego była najbardziej twórczą i nowatorską – choć niedokończoną – próbą unieważnienia starego sporu chrześcijaństwa z liberalizmem, przy zachowaniu wszystkich zasadniczych elementów tradycji liberalnej2. W warstwie teoretycznej poglądy Dzielskiego zyskały pewną liczbę ciekawych komentarzy oraz interpretacji, lecz nie miały twórczych kontynuatorów. Być może rację ma Jerzy Szacki, kiedy twierdzi, że zapewne „Dzielski osiągnął maksimum tego, co daje się osiągnąć pod hasłem liberalizmu chrześcijańskiego”3. A może zawinił klimat polityczno- ideowy lat, które nadeszły po śmierci Dzielskiego, kiedy to z jednej strony z liberalizmem zaczęto łączyć przede wszystkim postulaty w rodzaju „małżeństwa dla wszystkich” czy „aborcji na żądanie”, z drugiej zaś, czyli w polskim Kościele, w niemałej mierze powrócono do rozumienia liberalizmu właściwego dla XIX-wiecznych antyliberalnych encyklik Grzegorza XVI Mirari Vos czy Quanta cura Piusa IX.
Wyznawca praktycznego rozumu
Ważniejszy od teorii jest jednak wpływ Dzielskiego na praktykę – i tu można być, jak sądzę, większym optymistą. Tym bardziej że praktyka była dla Dzielskiego najważniejsza, w dwóch pokrewnych, choć nie tożsamych znaczeniach tego słowa. Pierwsze odwołuje się do praktyki w sensie wskazań Kantowskiego praktycznego rozumu, czyli do moralności. Drugie – do praktyki w potocznym znaczeniu tego słowa, czyli do wpływu, jaki idee mają na sposób urządzenia życia społecznego. „Chrześcijański czyn społeczny” z powyższego cytatu na tym więc polega, że człowiek, kierując się wezwaniem sumienia, które ma zawsze charakter indywidualny, podejmuje działanie moralnie dobre, mające dobre skutki dla zbiorowości. Człowiek bowiem, zdaniem Dzielskiego, rozpoznaje imperatywy dobra i prawdy, a jako istota wolna może się nimi kierować w swoim postępowaniu. Owszem, instynkty i namiętności obecne w naturze człowieka przybierają nieraz charakter mroczny i zły. Jednak w człowieku przemawia sumienie, Sokratesowski daimonion, pozwalający mu odróżniać dobro od zła, jest człowiek istotą zdolną do czynu skierowanego ku poszukiwaniu prawdy i ku urzeczywistnianiu dobra, a przezwyciężającego naturalne skłonności i dającego odpór naturalnym namiętnościom. Czyn podjęty w sposób wolny i kierowany wolą dobra przynosi i s t o t n e p o z n a n i e – takie, które nie ogranicza się do sfery przedmiotowej, czyli do zjawisk, lecz prowadzi nas dalej i głębiej, ku istocie rzeczy. Takie postępowanie ma charakter religijny, w gruncie rzeczy jest religią – czyli praktyką wiary. Poznawanie sfery zjawiskowej również posiada wymiar „praktyczny”, jeśli spełnia warunki poznawania bezkompromisowego i krytycznego, gotowego wciąż podważać i odrzucać osiągnięte wyniki i wstępować na nowe ścieżki. Lecz poznanie zjawisk nie jest poznaniem bytu. Do poznania bytu (rzeczy samej w sobie, Boga) wiedzie nas religia, rozumiana w sposób zarysowany powyżej. Drogą tego poznania jest skierowany ku prawdzie i dobru wolny czyn.