W tym roku przypada 50. rocznica uchwalenia deklaracji Nostra aetate. Ten niepozorny tekst, najkrótszy dokument II Soboru Watykańskiego, okazał się z czasem jednym z najistotniejszych jego owoców. I, paradoksalnie, choć była to jedynie deklaracja, czyli dokument o wiele niższej rangi niż konstytucja czy dekret, to właśnie ona stała się początkiem rewolucji kopernikańskiej w kościelnym nauczaniu o Żydach i judaizmie.
Historycy są zgodni co do tego, że ojcowie soborowi zajęli się relacjami łączącymi Kościół katolicki ze światem żydowskim na skutek audiencji, jakiej papież Jan XXIII udzielił Jules’owi Isaacowi, autorowi książki Jésus et Israël. Ten uratowany z Zagłady historyk wiele lat życia poświęcił studiom nad antyjudaistycznymi wątkami teologii chrześcijańskiej. W 1947 r. Isaac wziął udział w międzynarodowej konferencji ekumenicznej, której tematem był chrześcijański antysemityzm (niestety, nie uczestniczyli w niej oficjalni przedstawiciele Kościoła rzymskokatolickiego). Zgromadzenie to, zwołane pod wpływem wstrząsu wywołanego przez Holokaust, odbyło się w szwajcarskiej miejscowości Seelisberg, a na jego zakończenie przyjęto „wezwanie do Kościołów”, zwane dziesięcioma punktami z Seelisbergu – ich współautorem był właśnie Isaac. Sygnatariusze owego tekstu zobowiązywali się pamiętać o żydowskich korzeniach chrześcijaństwa oraz na nowo przemyśleć i przeformułować te fragmenty nauczania Kościołów, które stanowiły w przeszłości źródło antysemityzmu.
Celem audiencji u papieża miała być prezentacja dziesięciu punktów z Seelisbergu i prośba, ażeby również Kościół rzymskokatolicki podjął refleksję nad swym stosunkiem do judaizmu. Warto dodać, że środowiska żydowskie z zainteresowaniem śledziły pontyfikat Jana XXIII, wiedziano bowiem o jego zaangażowaniu w ratowanie prześladowanych Żydów. Z satysfakcją przyjęto zmianę wielkopiątkowej modlitwy „za wiarołomnych (perfidis) Żydów”, z sympatią obserwowano pełne miłości gesty skierowane ku przedstawicielom innych religii i wyznań.
Spotkanie biskupa Rzymu z Jules’em Isaakiem nie trwało długo, niemniej zaowocowało skontaktowaniem tego żydowskiego intelektualisty z jednym z najbliższych współpracowników papieża, kard. Augustinem Beą. Nastąpiło to w czerwcu 1960 r., a już we wrześniu Bea zaproponował Janowi XXIIl, ażeby Sobór zajął się relacjami Kościoła z Żydami i judaizmem. Ustalono, że powstanie na ten temat osobny dokument. Jego przygotowaniem miał się zająć kierowany przez kard. Beę nowo utworzony Sekretariat ds. Jedności Chrześcijan. Był to wyraźny sygnał, że judaizm należy traktować inaczej niż pozostałe religie niechrześcijańskie.
Projekt dokumentu był gotów już w 1961 r. Nie doczekał się jednak publicznej debaty, w międzyczasie doszło bowiem do dyplomatycznego skandalu. Punktem zapalnym stała się decyzja Światowego Kongresu Żydów, który − bez zaproszenia ze strony kościelnej, za to po konsultacjach z rządem Izraela − mianował „nieoficjalnego obserwatora” Soboru. Problem tkwił w tym, że – po pierwsze – Stolica Apostolska nie przewidywała udziału w Soborze przedstawicieli innych religii; po drugie, Kościoły chrześcijańskich wyznań niekatolickich przysyłały obserwatorów nie z własnej inicjatywy, ale w odpowiedzi na skierowane ku nim zaproszenia; po trzecie wreszcie, delegowały one na Sobór reprezentantów świata religii, a nie polityki. Co gorsza, na oświadczenie Światowego Kongresu Żydów ostro zareagowały państwa arabskie, obawiając się ocieplenia stosunków watykańsko-izraelskich; w tym kontekście pojawił się również uzasadniony lęk o losy chrześcijańskiej mniejszości na Bliskim Wschodzie, która mogła być przez Arabów uznana za sojusznika państwa Izrael.