W krajobrazie Finlandii jest też coś japońskiego: dzika i wszechobecna przyroda, wyspy, kontrasty: ciemność i światło, czystość wyrażana poprzez kąpielowe rytuały, prostota form. Podobieństwa sięgają również typowych dla obu nacji zachowań: umiejętność trzymania emocji na wodzy, małomówność, pewien rodzaj wycofania, poczucie pierwotnej wspólnoty i wynikający zeń dystans względem obcych. Koncentracja na tu i teraz, sporo ducha zen. Uważny odbiorca sztuki Tove Jansson (choć nie zapominajmy, że była w połowie Szwedką) odnajdzie te elementy w jej rysunkach i obrazach, zwłaszcza abstrakcyjnych, malowanych w latach 70., a także w książkach. Nic zatem dziwnego, że to właśnie japońska wielbicielka, zrodzona w wyobraźni Tove i nazwana przez nią Tamiko Matsumi, początkowo zasypująca autorkę listami kunsztownymi niczym ikebana, wyrażającymi chęć spotkania z „najdroższą Jansson-san”, w przeciwieństwie do hord innych natrętnych miłośników Muminków, zrozumie w końcu bezcelowość swych starań i wycofa się, informując o rezygnacji w równie elegancki, co przejmujący sposób. Rzekoma adresatka ułoży fikcyjne wiadomości w formę przypominającą haiku i zamieści w tomie opowiadań pod takim właśnie tytułem.
W rzeczywistości Japończycy nie byli równie empatyczni. Zwłaszcza ci, którzy – oszalawszy jak pół świata na punkcie historii o małych trollach – wypracowali jej własną wersję, wbrew intencjom autorki, zmuszając Jansson do wytoczenia im procesu. Oni i im podobni spowodowali, że zmęczona narzuconą jej przez otoczenie rolą muministki, zwróciła się z przesłaniem do dojrzałych czytelników, odreagowując chwile, kiedy szkicowała jeden komiks o Muminkach za drugim, nie mając czasu ani na tak ważne dla niej malowanie, ani na pisanie. Był to zarazem akt twórczej odwagi i buntu kogoś, kto nie chciał do końca życia kopiować swoich dokonań z przeszłości, żeby zaspokoić oczekiwania innych – nawet jeśli taka perspektywa przedstawiałaby się nader zyskownie.
Ascetyczne autoportrety
Opowiadanie to, wbrew pozorom, najtrudniejsze ćwiczenie dla pisarza, wie o tym każdy, kto choć raz próbował zamknąć historię na kilku stronach. Mimo to Tove uważała krótkie formy za kwintesencję pisarskiej dojrzałości; jakby w zgodzie z tym założeniem przypadek zrządził, że poświęciła się im dopiero w drugiej połowie życia (ostatnie powstawały, gdy miała 54 lata).
Poradziła sobie świetnie, lecz nie znalazła zrozumienia. Choć krytycy analizowali warsztat pisarski, narzekano, że w porównaniu ze światem Muminków jest zbyt poważnie i ponuro. Jej literacka twórczość dla dorosłych nie podzieliła sukcesu tej zaklasyfikowanej jako dziecięca i wciąż pozostaje stosunkowo mało znana poza rodzimą Finlandią, Szwecją i – czyż można się dziwić? – Japonią, gdzie ukazało się wszystko, co napisała Tove. Polska też nie jest pod tym względem wyjątkiem. Do dziś nie przetłumaczono na nasz język choćby „Miasta słońca” – przetworzonego zapisu wrażeń z odwiedzin luksusowych kurortów dla starców na Florydzie podczas wspólnej amerykańskiej wyprawy z Tuulikki Pietilä, a wydania kilku innych „dorosłych” książek Jansson, w znakomitych przekładach Teresy Chłapowskiej, pochodzą z lat 70. i 80. Lukę tę wypełnia wydawnictwo Marginesy, prezentując po raz pierwszy zbiór opowiadań wyselekcjonowanych niegdyś przez samą autorkę. Można je czytać jak uniwersalny przekaz, lecz ten, kto zdążył się zapoznać z opublikowną trzy lata temu przez tego samego wydawcę biografią Tove (B. Westin, Tove Jansson: Mama Muminków), bez trudu rozkoduje Wiadomość jako odbicie stale powracających twórczych rozterek autorki i jej osobistych relacji, choć nie są to teksty wprost autobiograficzne. Przypominają autoportrety malowane przez artystkę w różnej konwencji na poszczególnych etapach życia. Naszkicowane ascetycznie, jak pewnym ruchem ręki kreślącej linie po papierze, dzielą się na kilka kategorii. Najwcześniejszym, nawiązującym do dzieciństwa i studenckich przeżyć, najbliżej do pamiętnika, w kolejnych znajdziemy już fikcyjnych bohaterów. Wszystkie mówią na różne sposoby o tym, co dla Jansson najważniejsze: o twórczości, a w jej świetle – samotności oraz relacjach z innymi ludźmi i naturą, o dojrzewaniu i starzeniu się. To powracające motywy, znane ze scenografii Doliny Muminków, a także z malarskich prac, tylko wyrażone w nieco inny sposób. Czyż obawiający się wszystkiego, dziwnie dojrzały jak na swój wiek chłopiec z Małego letnika, którego przybycie wprowadza zamęt w poukładany, prosty świat rodziny Fredriksonów, nie przypomina wystraszonej Filifionki, a w rozmowach bohaterów nie słychać echa dialogów z nieczułą Gapsą?