fbpx
Piotr Augustyniak maj 2015

Odjazdowe pisanie

Nawiązując do wysublimowanych gier słownych, które Cezary Wodziński prowadzi od lat z wielkim talentem i pasją, można powiedzieć, że jego Esseje… (!) nie są książką przyjazną. Zastrzegając jednak zarazem, że nie chodzi o negację przyjaźni vel przyjazności w formie jakiejś wrogości czy, tylko z pozoru mniej wrogiej, obojętności.

Artykuł z numeru

Zwierzę, którym jesteś

Zwierzę, którym jesteś

Twierdząc, że nie jest to książka z gatunku przyjaznych, mam na myśli to, czego sam Wodziński w przeprowadzonym z nim wywiadzie rzece Pomiędzy anegdotą a doświadczeniem dopatrzył się w słowie „przyjaźń”. Chodziło, z grubsza, o egologiczny wydźwięk słowa, które nasuwa myśl o ludzkim współżyciu, polegającym na byciu jaźń przy jaźni, czyli na wspieraniu i popieraniu takiego bycia sobą, które sprowadza się do „ja”, do „ego”. „Przyjaźń” oznaczałaby więc sojusz nawzajem się wspomagających i umacniających ludzkich podmiotów.

Tymczasem postrzeganie człowieka jako podmiotu nie dość, że jest specyficznie nowożytne i tylko w nowoczesności oczywiste, to jeszcze uwikłane w takie założenia ontologiczne, które budują iluzoryczny obraz bycia. Podmiot bowiem, jako coś leżącego u podstaw, rości sobie prawo do pierwotności względem świata, który z jego perspektywy jest niczym innym niż przedmiot. A więc czymś, po co się sięga, czym się dysponuje i włada; czymś, co jest zaledwie funkcją i przedłużeniem samego podmiotu.

Zatem zamiast różnicy ontologicznej, a więc bycia jako relacyjności i gry różnic – w której nic (żadne coś) nie jest pierwsze i fundamentalne, ale wszystko (wszelkie coś) splata się ze sobą i przenika w źródłowej bez-podstawności – mamy substancjalny fundament „ego”. Fundament niszczący, a w każdym razie przesłaniający, ową bezpodstawność bycia. To właśnie do utrwalenia takiego obrazu świata (takiego „zapomnienia bycia”) przyczynia się sprzyjająca (!) jaźni przy-jaźń.

Do takiego przyjaznego pisania książka Wodzińskiego nie przynależy. Jest to bowiem pisanie, które rozmija się z jaźnią i jej egologiczną perspektywą. W tym sensie jest nie-przy-jazne, a jest bez reszty od-ja-zdowe. Odwodzi od perspektywy „ja”, dekonstruując je i rozszczelniając. Najpełniejszym odzwierciedleniem takiej strategii myślowej Wodzińskiego są zwłaszcza dwa spośród esejów: o Zaratustrze i Sokratesie. Oba szkicują bycie sobą, które wymyka się jakimkolwiek podmiotowym schematom i wyobrażeniom. W miejsce nowożytno- -nowoczesnego rozumienia człowieka rysują niesamowity (!) obraz takiego stawania się sobą, które, całkowicie zanurzone w bezpodmiotowy, relacyjny odmęt bycia, nie traci nic ze swej wyrazistości, świeżości, mocy twórczej ani atrakcyjności. Przeciwnie, jak sugestywnie pokazuje Wodziński, to dopiero człowiek, który dokonuje transgresji swego podmiotowego samorozumienia, ekstazy swojego „ja” (siebie jako „ja”) i odkrywa siebie jako element współprzynależących, transindywidualnych żywiołów myślenia i bycia, staje się niesamowity. Tak jak Sokrates – staje się atopos (s. 105). Tak jak Zaratustra – wykracza „ponad” (über) człowieka, a jednak „nie dzieje się »poza« i »ponad« człowiekiem w »zaświatach« i »pozaziemiach « człowieczeństwa, ale »w« samym człowieku, w głębi jego ludzkiego bytu” (s. 61). Wodziński nie pisze tu wcale o ocaleniu, ale o „zniknięciu” i „kresie człowieka” (s. 65), ten bowiem jest w naszym myśleniu niczym innym niż mistyfikacją podmiotu, iluzją ego. Tymczasem odkryć w człowieku inne to wyjść poza egologiczność i podmiotowość, czyli pojęcie „człowieka” spustoszyć.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się