Rozmawiała gęś z prosięciem
Bardzo głośno i z przejęciem.
Jan Brzechwa
To chyba jeden z częściej cytowanych utworów Czesława Miłosza. Nie jest długi, więc przytoczymy go tu w całości:
Jeżeli Boga nie ma,
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma.
Jeżeli Boga nie ma… A jeżeli jest? Przynajmniej w mniemaniu jednego z braci? Z całym szacunkiem dla oryginału spróbujmy linię myślową zawartą w wierszu noblisty odwrócić o 180 stopni. Można to pewnie zrobić na różne sposoby – poezja to jednak nie geometria – ale można i tak:
Jeżeli Bóg jest,
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego krzywdzić,
ukrywając przed nim, że Bóg jest.
Jeśli ktoś chciałby temu „odwróceniu” zarzucić nadmierną dowolność czy dopasowanie do jakiejś z góry przyjętej tezy, ten niech pamięta, że misyjność – w innych religiach wcale nieoczywista – to jeden z filarów Nowego Testamentu. Bez niej nie byłoby zapewne chrześcijaństwa, jakie znamy: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” – powiada Jezus w Ewangelii Mateusza. Wolno więc powątpiewać w szczerość zapewnienia zawartego w nie mniej sławnym wierszu ks. Jana Twardowskiego:
Nie przyszedłem pana nawracać […]
po prostu usiądę przy panu
i zwierzę swój sekret
że ja, ksiądz wierzę
Panu Bogu jak dziecko.
Nic to złego, gdy ktoś pragnie usiąść obok drugiego człowieka i powierzyć mu „swój sekret”. Czy w tym wypadku jednak, wbrew wstępnej deklaracji, że nie chce się nikogo nawracać, gorliwemu wyznawcy chrześcijaństwa nie towarzyszy – choćby gdzieś z tyłu głowy – myśl o podzieleniu się tą ufnością z bliźnim?
Ks. Kaczkowski i Franciszek Moor
Zwłaszcza gdy ów bliźni zbliża się do kresu swych dni. Hospicjum pw. św. Ojca Pio w Pucku kieruje człowiek niezwykły, ks. Jan Kaczkowski. Sam dotknięty śmiertelną chorobą, nie popadł w desperację, lecz postanowił swoje ostatnie lata poświęcić innym nieuleczalnie chorym. Puckie hospicjum można pod wieloma względami uznać za wzorowe: nie tylko dba się tam o najbardziej podstawowe potrzeby pacjentów, ale traktuje ich podmiotowo, tak by do ostatnich chwil mieli poczucie zachowania ludzkiej godności: „Nie cierpię hałasu, pokrzykiwania – mówi ks. Kaczkowski w rozmowie z Jarosławem Mikołajewskim. – Nie znoszę wywoływania nazwisk pacjentów, niedyskretnego ogłaszania wyników. My staramy się robić to w intymności. Nie cierpię mówienia do pacjenta na ty. To są wciąż adwokaci, sprzątaczki, żołnierze. Ma być na pan, z najwyższym szacunkiem. A gdybym usłyszał, że któryś z pracowników hospicjum mówi do pacjenta: »Niech wstanie«, czy nie daj Boże: »Babciu«, natychmiast bym się z nim rozstał”.