fbpx
Czytajcie Stommę lipiec-sierpień 2015

Czytajcie Stommę

Stanisław Stomma nie był kunktatorem, choć niektórzy go o to oskarżali. Uważał, że jako publicysta ma suwerenne prawo wypowiadania własnych poglądów i z uprawnienia tego nie zamierzał rezygnować.

Artykuł z numeru

Kiedy nadejdzie przyszłość

Kiedy nadejdzie przyszłość

Stanisław Stomma nie był kunktatorem, choć niektórzy go o to oskarżali. Uważał, że jako publicysta ma suwerenne prawo wypowiadania własnych poglądów i z uprawnienia tego nie zamierzał rezygnować.

Redaktorzy Kanonu „TP”, czyli dodatku zawierającego najważniejsze – ich zdaniem – teksty, opublikowane na łamach „Tygodnika Powszechnego” w ciągu 70 lat jego istnienia, zdecydowali się zamieścić tam aż dwa artykuły Stanisława Stommy. Nie są to teksty wprost odnoszące się do polityki, choć Stomma dał się poznać przede wszystkim jako polityk (o tym właśnie aspekcie jego działalności – i refleksji – pisze w tym numerze „Znaku” Radosław Ptaszyński).

Jeden z tych artykułów – Z kurzem krwi bratniej – w momencie publikacji (w 1963 r.) wywołał prawdziwą burzę. Polemizował z nim (w czasie kazania!) kard. Stefan Wyszyński, a jego słowa nagłośniło Radio Wolna Europa. Z dzisiejszej perspektywy rzecz to co najmniej dziwna, chodziło bowiem o… ocenę powstania styczniowego, przeprowadzoną po 100 latach. Decyzję o jego wybuchu Stomma oceniał niezwykle krytycznie, a Prymas jej bronił. I nie był to jedynie spór o rzeczy dawno minione. W tle pojawiały się bowiem: pytanie o sens i cenę powstania warszawskiego; wciąż powracająca dyskusja pomiędzy romantyzmem a pozytywizmem; wreszcie problem naszych relacji z Rosją. Tego właśnie dotyczyła najważniejsza teza Stanisława Stommy, który twierdził, że myślenie Polaków naznaczone jest „kompleksem silniejszym niż życie”: kompleksem antyrosyjskim.

Reakcja Prymasa była ostra i emocjonalna: „Gdy człowiek czy Naród czuje się na jakimkolwiek odcinku związany i skrępowany, (…) wtedy nie potrzeba kompleksów. Wystarczy być tylko przyzwoitym człowiekiem, mieć poczucie honoru i osobistej godności, aby się przeciwko takiej niewoli burzyć (…)”. Pojawia się w tym kazaniu porównanie Polski do ptaka (orła?) zamkniętego w klatce: „Któż może się dziwić, że o klatkę (…) rozbijały się piersi »polskich ptaków«, aż pióra leciały, rany pozostawiając”. Niby racja, a jednak… „Wątpliwości pozostały – mówił po latach o tym sporze Krzysztof Kozłowski. – Bo trudno wychowywać kolejne pokolenia w kulcie nieudanych powstań, a zarazem zachęcać je do budowania przyzwoitej, godnej przyszłości, bardzo trudno…”. Wspominam o tym, żeby pokazać, iż Stomma nie był kunktatorem, choć niektórzy go o to oskarżali. „Pisząc ten tekst – mówił – zdawałem sobie sprawę, że Ksiądz Prymas nie będzie zadowolony. Była to okoliczność ujemna, która powodowała pewną rozterkę. Wahania te jednak przezwyciężyłem. Była to sprawa mojej suwerenności autorskiej. (…) Publicysta ma suwerenne prawo wypowiadania własnych poglądów i z uprawnienia tego rezygnować nie powinien, jeśli ma przeświadczenie, że ma rację, a głos jego jest potrzebny”. Dobrą tego ilustracją jest drugi artykuł zamieszczony w Kanonie „TP” – dużo wcześniejszy (z 1947 r.), będący relacją z wizyty w dawnym obozie koncentracyjnym Auschwitz i zatytułowany: Problem Oświęcimia. Stomma to, co o obozie wie, i to, co na własne oczy widzi, opisuje „bez znieczulenia”. Dzięki temu zaczynamy „odczuwać koszmar, [tak] jakbyśmy byli weń wplątani”. Zaczynamy czuć, „jak to było, gdy po ulicach obozowych uwijało się mrowie ludzkie, [a] z krematoriów wydobywał się słodkawo-mdławy zapach trupiej spalenizny”. Zaczynamy rozumieć, że Auschwitz to była „wielka fabryka odczłowieczania”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się