Sposób traktowania zwierząt w Polsce nie doczekał się jak dotąd osobnego opracowania. Przed wojną jedyny Marian Zdziechowski (1861–1935) chyba wybitny filozof kultury poświęcił temu tematowi nieco miejsca w swych rozważaniach O okrucieństwie (wznowienie: 1993). Dopiero w r. 1980 doczekał się on osobnego rocznika „Etyki” (18). Na ogół jednak zajmowano się raczej stosunkiem do przyrody, przejawy okrucieństwa lub – humanitaryzmu wobec zwierząt opisując jedynie sporadycznie. Ich dręczenie nie było zresztą czymś kontrastującym z ogólnym postępowaniem wobec istot uzależnionych. Skoro bito dzieci, służbę, chłopów czy żołnierzy, trudno się dziwić, że w równie bezwzględny sposób były traktowane zwierzęta. Pośrednią zachętę po temu znajdowano w Biblii, zwłaszcza w Starym Testamencie, w którym Bóg mówi do Noego, ojca i synów: „Wszelkie zaś zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo powietrzne niech się was boi i lęka. Wszystko co się porusza na ziemi, i wszystkie ryby morskie zostały bowiem oddane wam we władanie” (Księga Rodzaju 9, 1–4).
Już od co najmniej XVIII stulecia krytycy chrześcijaństwa zwracają uwagę, iż jego tryumfowi w Europie towarzyszyły niezliczone okrucieństwa, którym Kościół nie starał się wcale zapobiec. Na listę tę Artur Schopenhauer wpisywał także stosunek do zwierząt, oparty na błędnym i dziwacznym pojęciu, iż „świat zwierzęcy istnieje tylko dla pożytku i przyjemności człowieka”. Pojęcie to „jest przyczyną twardego i bezwzględnego obchodzenia się ze zwierzętami w Europie; samo zaś ma swe źródło w Starym Testamencie…”. W całej Biblii z wielkim trudem dałoby się odszukać miejsca, w których zabrania ona, choćby w pośredni sposób, dręczenia zwierząt. Wypoczynek człowieka miano przede wszystkim na względzie pisząc: „a dnia siódmego zaprzestaniesz pracy, aby odpoczęły twój wół i osioł i odetchnęli syn twojej niewolnicy i cudzoziemiec” (Księga Wyjścia 22, 12). Wprawdzie Księga Powtórzonego Prawa nakazywała: „Nie zawiążesz pyska wołu młócącemu” (25, 4), to jednak szło głownie o ludzi. Św. Paweł przypominając, za Prawem Mojżeszowym, ów zakaz zawiązywania zapytuje wręcz: „Czyż o woły troszczy się Bóg” i tłumaczy, iż Stwórca powiedział to przede wszystkim „ze względu na nas”, albowiem każdy winien pracować w nadziei, iż jego wysiłek przyniesie mu zysk (I List do Koryntian, 9, 9–10).
Jeśli idzie o stosunek do zwierząt twórców wielkich religii, to jedynie Budda poświęcał temu problemowi sporo uwagi, nakazując ich dobre traktowanie. Zarówno jednak Mojżesz, jak Chrystus (a po nim Mahomet) nie wypowiadali się na ten temat. Pisarze doby antyku oraz średniowiecza swe zainteresowanie zwierzętami ograniczają właściwie do kwestii spożywania lub nie ich mięsa. Przypomnijmy, że św. Tomasz z Akwinu twierdził, iż zasada miłości bliźniego rozciąga się jedynie na ludzi, nie dotyczy zaś zwierząt, które Bóg pozwolił zabijać na pożytek człowieka. Chrześcijaństwo, przyznając ludziom duszę (i związany z nią byt pośmiertny), pogłębiło tylko przepaść pomiędzy nimi a zwierzętami. Co prawda, w żywotach niektórych świętych (Franciszka z Asyżu czy Róży z Limy) podnoszono, że byli oni dobrzy nawet i dla zwierząt, ale pozostawało to bez większego wpływu na ich traktowanie.