Konflikt między reżimem chińskim a światem przebiega na innej płaszczyźnie. On zagraża nie tylko światu zachodniemu, ale w pierwszej kolejności, już teraz, samemu narodowi chińskiemu. Nie jest to więc konflikt cywilizacji, tylko konflikt ogólnoświatowego systemu podstawowych wartości z elitą władzy uznającą tylko jedną wartość: przemoc.
Kłopot z Chinami wynika z ich wielkości i historii
Dziś, w przededniu fatalnej olimpiady w kraju brutalnej przemocy, znaczna część mediów i opinii publicznej świata interesuje się stanem łamania praw człowieka w Chinach. A przecież są inne reżimy podobnie, lub nawet bardziej, brutalne: Korea Północna, Wietnam, Birma, Arabia Saudyjska, Sudan… Wymieniać można długo. Wspomnę tylko, że spośród nieco ponad 200 państw świata, w 150 powszechnie stosowane są tortury.
Jednak Chiny komunistyczne w tym kręgu zła zajmują specjalne miejsce, bo pretendują do roli jednej z największych potęg gospodarczych, politycznych i militarnych świata. Wprawdzie mit przegonienia Zachodu przez ChRL wynika tylko z pewnego złudzenia, fascynacji tylko jednym wskaźnikiem gospodarczym (PKB), to jednak kraj ten już jest na tyle znaczącą siłą, że wszyscy muszą się z nim liczyć. To prawda, że nawet jeśli PKB Chin przekroczy PKB USA, to Chiny Ameryką ciągle nie będą. Będą tylko bardzo dużym zacofanym krajem, którego produkt krajowy jest funkcją wielkości populacji, a nie nowoczesności gospodarki. Do tego, by produkcja ChRL była równa amerykańskiej wystarczy, by statystyczny Chińczyk produkował ¼ tego, co Amerykanin.
Wbrew pozorom, zalew chińskich towarów jest wynikiem słabości ich wewnętrznego rynku, a nie potęgi. Chiński konsument-producent jest biedny, więc wytwarza tanio i niewiele kupuje. W efekcie ogromna część chińskiej produkcji trafia na eksport, podczas gdy kraje bogate produkują w znacznej części na rynek wewnętrzny. Z kolei widoczna wyraźnie masa produktów chińskich na zagranicznych rynkach buduje mit większej potęgi Chin, niż jest rzeczywiście.
A to wrażenie potężnego sojusznika dodaje pewności siebie najbardziej paskudnym reżimom świata – Korei Północnej, Birmie, Iranowi, ludobójcom z Darfuru i innym. To jest tak, jak w starym dowcipie o egzaminie zająca – zdawał kiepsko, ale promotorem był niedźwiedź. Dokąd za tymi reżimami stoi choćby mglisty cień potęgi Chin, mogą się one czuć bezpiecznie, bo nikt się nie kwapi do ich obalenia (w domyśle – konfliktu z Chinami). Chiny, przez swoją wielkość, są więc promotorem zła w wielu innych krajach i także dlatego łamanie praw człowieka nie jest tylko ich wewnętrzną sprawą.
Inna część problemu, to nikłe szanse na powstanie zorganizowanej opozycji na dużą skalę w kraju, który ma ponad 1.300 milionów ludności. W Polsce lat 70. poważnym problemem dla władzy był opozycja licząca w porywach kilkaset osób. W Chinach krwawo stłumiony bunt chłopski z udziałem 10 tysięcy ludzi zasługuje najwyżej na wzmiankę w prasie lokalnej oraz adnotację w CIA World Report, że takich buntów jest rocznie ok. 1800… i nic z tego nie wynika.