fbpx
Agnieszka Sabor wrzesień 2008

Wiedźmin z dwudziestolecia

„Ot, polska sztuka faszystowska. Niebezpieczni szaleńcy, podporządkowani swojemu prywatnemu führerowi, coraz głębiej popadającemu w paranoję”. „Polski Tolkien, prekursor europejskiej literatury fantasy”. „Jego neologizmy wpłynęły na »Szewców« Witkacego”. „Stworzył styl narodowy, wprost z ducha Wyspiańskiego”. „Feeria nieskrępowanej, surrealistycznej wyobraźni”. „Może i wariaci, ale świetni rysownicy!”.

Artykuł z numeru

Co słychać w Radiu Maryja?

„Ot, polska sztuka faszystowska. Niebezpieczni szaleńcy, podporządkowani swojemu prywatnemu führerowi, coraz głębiej popadającemu w paranoję”. „Polski Tolkien, prekursor europejskiej literatury fantasy”. „Jego neologizmy wpłynęły na »Szewców« Witkacego”. „Stworzył styl narodowy, wprost z ducha Wyspiańskiego”. „Feeria nieskrępowanej, surrealistycznej wyobraźni”. „Może i wariaci, ale świetni rysownicy!”

Gorące dyskusje sprowokowane książką grubą i akademicką zdarzają się jeszcze czasem (choć coraz rzadziej) w Krakowie. Taki spór powinna wywołać – wydana pięknie, ale jedynie w siedmiuset egzemplarzach – monografia Stacha z Warty Szukalskiego i Szczepu Rogate Serce pióra prof. Lechosława Lameńskiego. Zjawisku artystycznemu, które szybko prześlizgnęło się przez Polskę w dwudziestoleciu międzywojennym, podręczniki historii sztuki poświęcają niewiele miejsca. Klasyk, Tadeusz Dobrowolski, pisze z wyraźnym dystansem:

Poza torem logicznego rozwoju malarstwa (…) znalazło się ugrupowanie bardzo młodych adeptów sztuki, noszące osobliwą nazwę: Szczep Rogate Serce. Ugrupowanie to zawdzięczało swoje istnienie amerykańskiemu Polakowi nazwiskiem Stanisław Szukalski (ur. 1895), który siebie samego nazywał Stachem z Warty Szukalskim. Zajmował się on rzeźbą i malarstwem (raczej rysunkiem), a swoją twórczość opierał na wierze w powołanie do zadań misyjnych, co wolno uznać za interesujący przyczynek do dziejów świadomości polskiej na obczyźnie.

Poza logiką 

Temu, co znalazło się „poza torem logicznego rozwoju malarstwa”, Lameński poświęcił kilkanaście lat życia zawodowego. Efektem stała się książka równie skrupulatna, co piękna literacko, równie obiektywna, co stawiająca pytania niebezpieczne. Praca aktualna zawsze, bo opisująca polskie zapotrzebowanie na pierwotność, baśń, konfabulację i wyjątkowość, a także charakter zbiorowych wyobrażeń znad Wisły. A dzisiaj ważna szczególnie: jako dopełnienie książki, w której prof. Maria Janion kreśli „alternatywną”, słowiańską historię Polski.

Więc jak to było z bohaterem monografii: Stanisławem Szukalskim vel Stachem z Warty i jego wyznawcami? Karierę artystyczną zaczynał jako czternastolatek w chicagowskim Art Institute, zwracając tam na siebie uwagę rzeźbami ruchliwymi, tajemniczymi i jakby wyzwolonymi od jakichkolwiek zasad. Stąd po dwóch latach ruszył do… Krakowa, by podjąć studia w Akademii Sztuk Pięknych, gdzie – jak miał się przekonać – panował obcy mu duch sztuki francuskiej. Przez kilka lat będzie krążył między dwoma kontynentami – tu i tam budując swoją legendę. Jej podstawą staną się zaś nieokiełznana wolność i nie akceptujący jakiejkolwiek krytyki temperament, połączone z chorobliwym wręcz przekonaniem o własnej misji – misji stworzenia tzw. Polski Drugiej.

Pierwsza, ta odrodzona, zupełnie mu nie odpowiadała (choć wielbił Piłsudskiego, w którym widział chyba nowego Króla Kraka). Metaforą Polski istniejącej była dla artysty wielka i martwa Akademia, wypełniona zrzędliwymi starcami: profesorami i krytykami, których nie znosił, co z lubością demonstrował publicznie, wywołując kolejne skandale (ściągały one zresztą na wystawy Szukalskiego tłumy – zdarzało się, że jednego dnia do Pałacu Sztuki przychodziły 4 tysiące zwiedzających). W hierarchicznym i arcymieszczańskim Krakowie młody adept sztuki potrafił bezpardonowo zaatakować samego Adolfa Szyszko-Bohusza, rektora ASP i głównego konserwatora Wawelu. „Dlaczego inżynier budowlany, szmuglujący się jako artysta architekt (…) wtyka w mury Wawelu, tego Olimpu polskiego, już niezmazalne, a świadomie trwałe odciski swego nietaktu?” – pytał niebezinteresownie, próbując wprowadzić na Zamek własne, surrealistyczne pomysły.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się